niedziela, 28 kwietnia 2013

Rozdział 9

Sobota. Dzień, tak długo wyczekiwanej przez wszystkich imprezy. Już za kilkanaście godzin, od ścian Hogwartu zacznie odbijać się echo stłumionej muzyki, dochodzącej z lochów, a konkretniej, z Pokoju Wspólnego Ślizgonów, w którym to zbiorą się uczniowie szóstego i siódmego rocznika.
******
Dzisiejszy dzień nie był normalny. Każdy chodził jak na szpilkach, podekscytowany wieczornym przyjęciem. Od rana można było usłyszeć rozmowy dotyczące wielkiej imprezy. Niestety nikt nie miał pojęcia z jakiej okazji miała się ona odbyć. Wiedziała to tylko trójka Ślizgonów, idąca teraz w towarzystwie Pansy, z szerokimi uśmiechami na twarzach, w kierunku Wielkiej Sali, na śniadanie. Pomimo wczesnej pory, w pomieszczeniu zgromadziła się już spora liczba osób. „Jak nigdy.” - przemknęło przez myśl ciemnowłosej Ślizgonce. Niby niechcący, jednak całkowicie świadomie, spojrzała w stronę stołu Gryfonów, przeszywając wzrokiem wszystkie osoby tam siedzące. Nie zdziwiła się, gdy go zobaczyła. Coś ukłuło ją w sercu. Znała to uczucie, wiedziała co oznacza, jednak nie chciała, ani nie odważyłaby się przyznać do tego, że mogłaby…
- Ej, Pansy, co z tobą? Ocknij się! – Blaise pstrykał palcami przed oczami przyjaciółki, pomagając jej w ten sposób zejść na ziemię.
- Sorry, zamyśliłam się, co się tak patrzycie? – Burknęła i nawet nie czekając na odpowiedź, wyminęła zaskoczoną trójkę chłopaków i jak gdyby nigdy nic zasiadła za stołem, nakładając sobie na talerz dwa tosty.
- Ona jest ostatnio jakaś dziwna. – Stwierdził Blaise i również podążył w kierunku swojego miejsca. Pozostała dwójka Ślizgonów wymieniając się znaczącymi spojrzeniami, poszła za śladem przyjaciela.
******
Hermiona siedząc między Ginny, a Harrym, jadła śniadanie. Właściwie to nawet nie miała pojęcia co je, była bowiem tak zamyślona, że straciła kontakt z otoczeniem. Jej myśli wciąż krążyły wokół imprezy, na której to miało okazać się kto wróci z przyjęcia z tarczą, a kto na tarczy. Brązowowłosa nie chciała przegrać. Skutkowałoby to niczym więcej, jak tylko kolejnym upokorzeniem. Ktoś w końcu musi postawić się temu blondwłosemu kretynowi. Teraz pozostawała jeszcze kwestia sukienki i butów. Hermiona miała kilka kreacji idealnych właśnie na taką okazję, ale kompletnie nie wiedziała, którą z nich ma włożyć. Nie ubierała się tak na co dzień, bo stawiała na wygodę. Postanowiła więc zapytać się o to Ginny. Ona na pewno dobrze jej doradzi.
******
Harry jedząc śniadanie, również zastanawiał się nad dzisiejszym wieczorem. Wiedział już w co się dziś ubierze. Jasne dżinsy, biała koszula z podwiniętymi rękawami i białe adidasy, czekały już na niego uprasowane i gotowe do nałożenia, na łóżku w dormitorium chłopaków z Gryffindoru. Postawił na sportowy styl z domieszką elegancji, którą będzie prezentować koszula w białym kolorze. Nie miał zamiaru bawić się w jakieś krawaty, muszki, czy inne pierdoły. To nie było w jego stylu. Włosy postanowił pozostawić w artystycznym nieładzie, a na rękę założyć srebrny, stylowy zegarek. Ciekawy był reakcji dziewcząt na jego wygląd, a w szczególności jednej… Tej, której tak naprawdę w ogóle nie znał. Kończąc na tej myśli temat imprezy, wstał od stołu i poszedł na błonia, pooddychać świeżym powietrzem.
******
Każda kolejna sekunda zbliżała dwa ostatnie roczniki do wielkiego przyjęcia. Korytarze powoli pustoszały, coraz więcej uczniów zbierało się w pokojach wspólnych swoich domów oraz dormitoriach. Każdy chciał wyglądać oryginalnie, inaczej niż zwykle. Dziewczyny porozrzucały wszystkie ciuchy, które posiadały, po całym pokoju, podekscytowane całą tą sytuacją. Chłopcy podchodzili do tego z mniejszym entuzjazmem, ale ich zamiarem również było zaskoczenie innych. Największym powodem tych wszystkich pozytywnych i roznoszących od środka ciała młodych czarodziei emocji, był fakt, że przyjęcie to organizują Ślizgoni. Dziewczyny na samą myśl o przystojnych młodzieńcach domu Salazara Slytherina, piszczały z podekscytowania, mając nadzieję, że uda im się chociaż zatańczyć z jednym z nich. Bowiem to właśnie Dom Węża uchodził za posiadacza największych przystojniaków w całym Hogwarcie, a jedynym i niezastąpionym księciem był chłopak, o nadzwyczajnej urodzie, o doskonałej budowie ciała i idealnych rysach twarzy, właściciel pięknych, stalowych tęczówek i platynowych, zawsze pozostawionych w artystycznym nieładzie, włosów. Jego imię i nazwisko znała każda uczennica, nie tylko Hogwartu. Nawet jedenastoletnie dziewczynki wiedziały, kim jest ów osobnik. A był nim nie kto inny, jak Dracon Malfoy. Chłopak doskonale wiedział jaką furorę budzi wśród przedstawicielek płci pięknej. Idealnie wykorzystywał każdą sytuację, dla swojego zysku i dobra. Nigdy nie przejmował się złamanym sercem porzuconej przez niego dziewczyny, która oddałaby wszystko, by choć raz na nią spojrzał. Taki już był. Zimny drań kochający wolność i luksusowy tryb życia. Nie potrafił być z jedną dziewczyną dłużej niż trzy dni. Szybko się nudził. A propos nudy... Wspomniany wyżej przystojniak, siedział teraz na kanapie w Pokoju Wspólnym Slytherin’u, nudząc się okropnie. Jeszcze nigdy nie odczuwał tak silnej potrzeby zrobienia czegokolwiek. Jeżeli jeszcze choćby kilka minut poświęci na siedzenie na tej cholernej kanapie, to zejdzie z tego świata. Musiał coś zrobić.
Nagle wpadł na pewien pomysł. Tak to był zdecydowanie odjechany pomysł... Ale czego się nie robi dla przyjaciół... Diabełek pożałuje, że miał dla niego ostatnio tak mało czasu. A jak Draco się mści to angażuje się całym sobą, każdą kończyną... I to dosłownie. Szybko poderwał się z kanapy i ruszył w stronę dormitorium przyjaciela, odprowadzany kilkunastoma stęsknionymi spojrzeniami wszystkich Ślizgonek… oprócz jednej. Stanął na środku pomieszczenia, rozglądając się nerwowo. Pozostało już tylko działać... Gdzie też Diabeł chował swoją bieliznę? No tak! Szuflada w komodzie koło łóżka, a więc narzędzie zemsty jest. Teraz trzeba pochować to wszystko po pokoju wspólnym, ogłosić wspaniały konkurs i czekać na oprawczynie… Jednym zaklęciem odesłał bieliznę Blaise’a do Pokoju Wspólnego, każdą rzecz umieszczając w innym miejscu, po czym wyszedł z dormitorium postanawiając poinformować o konkursie wszystkich Ślizgonów.
- Uwaga! Uwaga! Ogłoszenie dla damskiej części Pokoju Wspólnego… no i jeszcze może też tej nieco mniej męskiej… - wydarł się Draco, zwracając na siebie całą uwagę wspomnianych osób. – Diabełek, ostatnio nie chcąc złamać żadnej, z dziewcząt go wielbiących, serca, postanowił ogłosić konkurs. Która z pięknych pań, lub panów... - Tu spojrzał sugestywnym wzrokiem na kilku śliniących się chłopaków – Ekhem… A więc kto z was znajdzie jakąś część garderoby, należącą do Blaise’a, otrzyma zaszczyt spędzenia z nim namiętnej, niezapomnianej nocy! Podpowiadam, że rzeczy te pochowane są po całym Pokoju Wspólnym!
Tego było już za dużo, dla wyposzczonych, szaleńczo zakochanych w Diable dziewic, choć już tylko kilka z nich można było nazwać tym określeniem, oraz dotąd pozostających w ukryciu młodzieńców, pałających zakazanym uczuciem do Blaise’a. Z oszałamiającą prędkością rozbiegli się po Pokoju Wspólnym, szukając upragnionych skarbów. Pierwszy, na urocze, cętkowane stringi Diabła, natknął się młodszy o rok, Ślizgon, wywołując jeszcze większe zamieszanie wśród innych szukających. Większość tarzała się po podłodze, zaglądając nawet w najdziwniejsze rejony pomieszczenia. Inni natomiast, próbowali swoich sił nieco wyżej, przeszukując wnętrza wszystkich mebli znajdujących się w pokoju. W końcu po kilku minutach szaleńczych wyścigów, morderczych bijatyk i niemożliwych do odtworzenia pozycji, Draco zdecydował się przerwać ogólnie panujący chaos.
- Czas stop! Wszystkie ukryte skarby - tu zrobił efektowną pauzę, omiatając wzrokiem grupkę czterech szczęśliwców trzymających w rękach owe „cenne” przedmioty - zostały znalezione! Ci wybrańcy, którym udało się dokonać tego czynu, mają zgłosić się do naszego Casanovy równo za godzinę, stawiając się w jego dormitorium. - Po tych słowach, Draco ostatni raz spojrzał się na wyrażające zachwyt twarze trzech Ślizgonek i jednego Ślizgona, po czym opuścił pomieszczenie, udając się do swojego dormitorium.
Pięćdziesiąt minut później wyszedł z niego, by móc pośmiać się z przyjaciela, który nieświadomy niczego wejdzie do swojej „oazy spokoju”. Zostało jeszcze dziesięć minut, jednak czterej zwycięzcy już wchodzili do dormitorium czarnoskórego, z wyraźnym zachwytem, wypisanym na twarzy. Ślizgonki, ubrane w nazbyt wyzywający, nawet jak na Dracona, strój, z wielkimi uśmiechami na twarzy, wkraczały do środka, mając fałszywą nadzieję, że to one będą wybrankami słynnego Diabła. „No, ale jak to się mówi, nadzieja matką głupich!” – pomyślał Draco. Tuż za nimi szedł dumnym krokiem młodszy Ślizgon, obdarzając pogardliwym spojrzeniem trzy dziewczyny, siadające na kanapie. Jeżeli strój trzech niewiast, wydał się Smokowi dziwny, to nie wiedział on jak ma określić to, co miał na sobie ów młodzieniec.
Kilka minut później do Pokoju Wspólnego wszedł główny zainteresowany. Wszystkie oczy skierowały się na niego. Nie przejął się tym za bardzo, bo był przyzwyczajony do zjadających go spojrzeń jego fanek. Jednak zdziwiło go to, że niektórzy w perfidny sposób śmiali mu się w twarz. Zaniepokojony podszedł do Dracona i zapytał:
- Ej stary, co się dzieje? Czemu oni się ze mnie śmieją? O co tu chodzi?
- Nie wiem, Diable. Naprawdę nie wiem. – Blondyn ledwie tłumił śmiech, ale musiał się opanować, bo inaczej jego plan mógł się nie powieść.
- Dobra nieważne, idę się przebrać. Zaraz wracam. – mówiąc to poszedł w kierunku swojego dormitorium. Smok już nawet nie próbował powstrzymać śmiechu, widząc minę Diabła, zaraz po otworzeniu drzwi. „Pewnie by się ucieszył, gdyby nie ten Ślizgon w samych bokserkach w panterkę” – pomyślał Draco, zginając się w pół ze śmiechu. Niektórzy uczniowie spojrzeli się na niego jak na idiotę i pewnie mieli rację, bo tak właśnie wyglądał i zachowywał się w tej chwili. Jednak choćby chciał, nie mógł się powstrzymać.
Czarnoskóry wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi. Po chwili dało się słyszeć tylko stłumione wrzaski. Nie minęła nawet minuta, jak rok młodszy Ślizgon, dosłownie wyleciał z pokoju, wpadając wprost na udekorowaną już ścianę lochów. Następnie wstał i odprowadzany spojrzeniami wszystkich świadków tej sytuacji, pobiegł w samych bokserkach do swojego dormitorium, czerwony ze wstydu. Natomiast z pokoju Blaise’a dało się słyszeć, nieco wyraźniejsze już słowa.
- SPIER****Ć MI STĄD, ALE JUŻ! JA WAM ZARAZ DAM KONKURS! MALFOOOY!
- Oj, chyba muszę uciekać. – powiedział krótko Smok i cofnął się kilka kroków. W tym samym momencie z dormitorium wyszedł poważnie wpieniony Blaise, któremu chyba wcale nie było do śmiechu.
- Niech ja cię tylko dorwę… - syknął wciekły i sekundę później już ganiał blondyna po całym Pokoju Wspólnym. – Zabije cię! Słyszysz?! – darł się w niebogłosy i jak na prawdziwego diabła przystało, zamierzał odwdzięczyć się Smokowi, pięknym za nadobne. Nagle Dracon, ujrzawszy że drzwi do Pokoju Wspólnego się otwierają, pobiegł w tamtą stronę wypadając z pomieszczenia i biegnąc prosto korytarzem. – Wracaj tutaj! – Krzyknął za nim Blaise. Po chwili gonitwy, ani jeden, ani drugi nie miał siły już na dalszy maraton. Blondyn był kilkanaście metrów przed goniącym go Diabłem, więc pozwolił sobie na krótki odpoczynek. Przystanął na chwilę próbując złapać powietrze, wciągając je z całej siły do płuc. Już prostował się z zamiarem dalszej ucieczki, gdy coś, a raczej ktoś, wpadł na niego przygniatając go swoją masą do podłogi.
- I co? Nadal jest ci do śmiechu? – Odparł z wrednym uśmieszkiem Zabini.
- Owszem. Przyznaj, że nie tylko ty jesteś w tym dobry. – Powiedział uśmiechając się tak, jak to tylko Malfoy potrafił.
- Poczekaj, jeszcze ci się odwdzięczę. – Wstał, uśmiechając się tajemniczo.
- Czekam. – Powiedział Draco, również podnosząc się z podłogi. Następnie oboje jak na komendę wybuchli śmiechem, wracając z powrotem do Pokoju Wspólnego.
Kilka godzin później, zaczęli przygotowywać się do zbliżającej imprezy.
******
- Ginny, błagam musisz mi pomóc! – Odparła zrezygnowana Hermiona swojej przyjaciółce.
- W czym? Co się stało?
- Kompletnie nie wiem w czym mam iść na imprezę. Pomożesz mi coś wybrać? I jeszcze… nie mam butów, pożyczyłabyś mi jakieś? Proszę… - Brązowowłosa niemal błagała swoją przyjaciółkę o pomoc.
- Ależ nie ma sprawy! – Ruda zaśmiała się krótko. – I to dlatego, od samego rana chodzisz jak robot z trzęsącymi się rękami? Uspokój się, to tylko impreza. – Pocieszyła swoją przyjaciółkę Ginny.
- Impreza imprezą, gorzej jest, jeśli chodzi o zakład. – Gryfonka skrzywiła się znacznie na samą myśl o tym, że mogłaby go przegrać.
- Jaki zakład? O czym ty mówisz? – Rudowłosa kompletnie nie wiedziała o co chodzi. Nie wyrwała się z szoku również wtedy, gdy usłyszała, na czym ma polegać ów cały „zakład”.
- No, no, no… Teraz to musisz się naprawdę postarać, żeby wyjść z tego zwycięsko. Zobaczysz, odstawię cię tak, że żaden ci się nie oprze. Nawet nie będziesz musiała tańczyć, by uwieść jakiegoś przystojniaka! Wystarczy jedno spojrzenie, a wszyscy padną do twych stóp. Dobra, dość tej gadaniny! Chodź, trzeba zacząć coś robić, jeśli chcemy zdążyć przed dwudziestą! – Mówiąc to, wzięła przyjaciółkę za rękę i pociągnęła w stronę jej dormitorium. Następnie wepchnęła Hermionie w ręce ręcznik i kazała iść pod prysznic. Sama przez ten czas wyjęła odpowiednie ubrania i kosmetyki i poszła szukać butów. Gdy Hermiona wyszła z łazienki, jej wzrok od razu padł na leżące na łóżku dwie sukienki. Jedna - koloru szmaragdowej zieleni, sięgająca połowy uda, bez ramiączek. Druga – czarna, o tej samej długości, również bez ramiączek. Na podłodze, obok łóżka, stały dwie pary butów. Jedne koloru srebra, drugie – czerwone. Dziewczyna nie wiedziała, czy ma się śmiać, czy płakać. Ginny, widząc jej przerażoną minę, tylko zaśmiała się krótko, po czym wyjęła biały, puchowy ręcznik z szafy przyjaciółki i podążyła do łazienki. Po około piętnastu minutach wyszła z niej w czarnej, koronkowej bieliźnie, po czym podeszła do łóżka i zaczęła nakładać na siebie czarną sukienkę. Spojrzawszy na załamaną minę Hermiony, uśmiechnęła się pod nosem i usiadła obok niej na łóżku.
- Co się stało, Herm?
- Czy ta sukienka, według ciebie, nie jest za krótka? I ten kolor! A te buty? Przecież one są na piętnastocentymetrowej szpilce! Jak ty to sobie wyobrażasz? Ja mam lęk wysokości! – Ginny na te słowa zaśmiała się krótko.
- Spokojnie Miona. Bez przesady. Sukienka jest do połowy uda, zawsze mogłam wybrać krótszą, nie przejmuj się, wszystko jest w porządku. Kolor natomiast nie może być inny, mając na względzie mieszkańców domu, do których się udajemy. A buty? Poradzisz sobie! My mamy wrodzoną umiejętność chodzenia na wysokich obcasach, będzie dobrze, zobaczysz. – Pocieszyła ją Ruda, uśmiechając się przyjaźnie.
- No dobra, dobra… Ale jak się zabiję, to będzie twoja wina! – Hermiona udała oburzoną, po czym po prostu przytuliła się do przyjaciółki.
- Fajnie, że jesteś, mała. – Powiedziała do Ginny, która również wtuliła się w brązowowłosą.
- Ja też się cieszę, że jestem. – Ruda odsunęła od siebie dziewczynę i uśmiechnęła się szelmowsko.
- Caaała Ginn. Jak zwykle skromna. – Hermiona odwzajemniła uśmiech, po czym również założyła swoją sukienkę. Od razu się w niej zakochała. Była bardzo wygodna i ładnie się na niej układała. Podkreślała wszystkie jej atuty. Ginny przyglądała się przyjaciółce z lekką zazdrością, stwierdzając dobitnie, że wygląda w niej przepięknie. W końcu obie podeszły do toaletki z zamiarem zrobienia fryzury i makijażu. Brązowowłosa, chcąc wyglądać inaczej niż zwykle, wyprostowała sobie włosy, używając zaklęcia utrwalającego tak, by się z powrotem nie pokręciły. Ginn natomiast postawiła na lekkie fale i również użyła zaklęcia utrwalającego. Obie podkreśliły sobie rzęsy czarnym tuszem, a Hermiona użyła jeszcze srebrnego cienia do powiek, następnie nakładając na nadgarstek srebrną bransoletkę. Założyła kolczyki i pierścionek w kształcie węża, i wzięła torebkę w tym samym kolorze. Była gotowa. Ruda natomiast, postawiła na czerwone dodatki, wybierając do tego, również czerwoną, kopertówkę. Przeglądając się ostatni raz w lustrze, wyszły z dormitorium z uśmiechami na twarzach.
******
Gryfonki szły korytarzami w stronę lochów. Z każdym kolejnym krokiem, stłumiona muzyka była coraz głośniejsza. Będąc przy pierwszym piętrze, nie słyszały nawet odgłosów wydawanych przez wysokie szpilki.
Teraz już nie były same. Na korytarzu robiło się coraz ciaśniej, z powodu natłoku ludzi. Była to zdecydowanie największa, pod względem ilości i najlepsza pod względem jakości, impreza w historii całego Hogwartu.
- Ludzióf jak mrówkóf – Skomentowała Hermiona, na co Ginny odpowiedziała jej perlistym śmiechem, zwracając na siebie uwagę kilku uczniów stojących najbliżej nich.
- No co? Stwierdzam tylko fakty. – Brązowowłosa uśmiechnęła się pod nosem.
Z tłumu pchających się, przyszłych uczestników imprezy, zrobiła się całkiem zgrabna kolejka, prowadząca do bramki, w której stali dwa Ślizgoni wpuszczając ludzi do środka.
Dwie Gryfonki, po przejściu przez bramkę, niedowierzały własnym oczom. Powiększony teraz zaklęciem, Pokój Wspólny Ślizgonów, choć nigdy w nim nie były, nie wyglądał nawet jak Hogwarckie pomieszczenie.
Była to istna jaskinia nietoperzy, utrzymana w klimatach mroku, żywcem wyjęta z najlepszych filmów grozy. Zwisające z sufitu, wyglądające jak żywe, nietoperze. Ściany przykryte czarnymi narzutami, niczym peleryny. Jedynym szczegółem, który przypominał o tym, że jest to pomieszczenie należące do Ślizgonów, były zielono-srebrne akcenty, perfekcyjnie podkreślające charakter i niesamowitość tego miejsca. Dziewczyny powoli zaczęły nabierać podejrzeń, z jakiej okazji miała się odbyć owa impreza. Jednak postanowiły tego nie komentować. Usiadły na jednym ze szmaragdowych foteli, stojących przy ścianie i niecierpliwie czekały na rozpoczęcie, wymieniając się co jakiś czas uwagami, dotyczącymi nowoprzybyłych uczniów. Szczególną uwagę skupiły na jedynym nauczycielu, obecnym w pokoju. Cały czas towarzyszyły im pełne pożądania spojrzenia męskiej i zazdrosne spojrzenia, żeńskiej części zgromadzenia. Po kilku minutach, gdy wszyscy zebrali się już w pomieszczeniu, na środek wyszedł Higgs, zaczynając swoje krótkie przemówienie.
- Cześć wszystkim! Pewnie zastanawiacie się, jaki jest powód imprezy, odbywającej się w naszym Pokoju Wspólnym, wyglądającym tak, a nie inaczej. Zatem chciałbym was poinformować, że dziś, nasz kochany i ulubiony profesor Severus Snape, obchodzi okrągłe… 50 urodziny! Dlatego też życzymy mu samych najlepszych chwil spędzonych nie tylko w Hogwarcie, cierpliwości do uczniów oraz duuużo, dużo zdrowia! Profesorze Snape, oto pańskie pięć minut, zapraszamy! – Kończąc swoją przemowę, zaczął klaskać, a z nim wszyscy obecni, wstający teraz ze swoich foteli. Wspomniany wcześniej profesor SS wyszedł na środek sali i zadziwiając wszystkich… uśmiechnął się!
- Dziękuję za tak miłe słowa! Po raz pierwszy w całej mojej karierze nauczyciela, uczniowie złożyli mi życzenia i co najważniejsze – pamiętali o urodzinach. Jeszcze raz dziękuję. – Miał już zamiar opuścić Pokój Wspólny, ale nagle zatrzymał się i wrócił na swoje miejsce. – Oj już niech wam będzie. Każdy dom dostaje ode mnie 20 punktów i moje pozwolenie na zabawę do dowolnej godziny oraz zapewniony powrót do swoich dormitoriów, bez ewentualnego, niebezpiecznego spotkania z panem Filchem. Bawcie się dobrze! – To mówiąc wyszedł z pomieszczenia, zostawiając uczniów w lekkim szoku. Muzyka ponownie wypełniła każdy milimetr sześcienny powierzchni Pokoju Wspólnego, a z jednej ze ścian zniknęła czarna narzuta, odsłaniając pokaźny barek z najróżniejszym i zapewne najlepszym alkoholem świata. Później również następne ściany zostały odsłonięte, a z sufitu zniknęły przerażające nietoperze. Pomieszczenie wyglądało teraz o wiele lepiej, pozbywając się aury mroku, jednak wciąż przypominając swoją kolorystyką, o organizatorach wydarzenia.
- Czy mogę prosić do tańca? – Nott, aż nadto przymilnym, jak dla Hermiony głosem, odezwał się wyciągając rękę w stronę Ginny.
- Pewnie, że tak. – Odpowiedziała mu z uroczym uśmiechem dziewczyna, znikając w tłumie tańczących par. Hermiona została sama przyglądając się osobom na parkiecie, bawiących się do jakiejś szybkiej, nieznanej jej, piosenki. Nagle zauważyła jakąś blond czuprynę zbliżającą się do niej z każdym krokiem. Wiedziała, że to Malfoy, ale w głębi serca miała nadzieję, że może jednak zapomniał o ich zakładzie.
- Cześć, Granger. Co tak siedzisz, żaden nie chce cię poprosić do tańca?
- Nie, Malfoy, po prostu żaden nie jest godzien tańca ze mną. – powiedziała wyniośle.
- Uuu… to może dasz szansę chociaż mi? – Zapytał przyglądając się jej badawczo.
- Chciałbyś.
- Może tak, może nie. Tchórzysz?
- Ja? Nigdy. – Powiedziała stanowczo, wstając i idąc w stronę parkietu. Blondyn musiał przyznać, że wygląda nieźle. Ta sukienka… Nie dość, że podkreślała jej wszystkie atuty, to jeszcze była w jego ulubionym kolorze. I te buty na wysokiej szpilce. Ubrała się w zieleń i srebro? Czyżby przypadek? „Nie sądzę” – pomyślał. Weszli na środek parkietu, akurat w momencie, gdy szybka piosenka dobiegła końca. Teraz dało się słyszeć powolny, idealny do wolnego tańca, utwór. „A niech to szlag. Ja to mam szczęście” – pomyślała Hermiona. Najchętniej by teraz stamtąd zwiała, ale jak by to wyglądało? Pozwoliła się objąć Malfoyowi, który położył swoje ręce na jej talii przyciągając lekko do siebie. Ona natomiast przeniosła swoje dłonie z jego torsu na szyję, zmniejszając jeszcze, tą i tak już niewielką odległość między nimi. Kołysali się tak przez pewien czas, patrząc sobie w oczy. Gryfonka czuła cudowny, zmysłowy zapach perfum blondyna, który usypiał jej rozsądek. Dziewczyna nie myśląc co robi wtuliła głowę w tors arystokraty, bo do jego ramienia niestety nie dosięgała. Teraz nie dzielił ich od siebie nawet centymetr. Blondyn jednak nie umiał powstrzymać się od komentarza, psując tym samym całą tą romantyczną scenerię.
- Widzę, że ci się podoba? – Mruknął namiętnie wprost do jej ucha. Hermiona jak na komendę odsunęła się od niego, sztywniejąc lekko i przeszywając go zabójczym wzrokiem.
- Śnisz, Malfoy. Tak nudzisz, że musiałam się o coś oprzeć, inaczej zasnęłabym na stojąco.
- Granger, Granger, Granger… Ja cię chyba nigdy nie zrozumiem. – Skomentował krótko po czym ponownie przyciągnął ją do siebie i już po chwili z powrotem tańczyli wtuleni w siebie do wolnej, dłużącej się już, piosenki.
******
- Odbijany! – krzyknęła jakaś Ślizgonka i porwała Notta do tańca. Ginny nie pozostało jednak czekać długo na jakiegoś partnera, ponieważ już po krótkiej chwili wpadła w objęcia Blaise’a, który obracając ją wokół własnej osi, nie prosząc o pozwolenie, po prostu zaczął z nią tańczyć. Rudowłosa musiała przyznać, że wyglądał diabelsko przystojnie, a tańczył jeszcze lepiej. Przetańczyli razem kilka utworów śmiejąc się i żartując w najlepsze. Lubili swoje towarzystwo. Po kilku szybkich piosenkach, Blaise, pamiętając o zakładzie, zaproponował Wiewiórce drinka.
- Może w ramach przerwy napijemy się czegoś? – spytał sympatycznie. Ginny nie dopatrzyła się żadnych podtekstów, więc odpowiedziała tylko uśmiechając się lekko.
- Czemu nie. – oboje podeszli do baru. Diabeł zamówił sobie ognistą whisky, a Ginny wzięła Martini. Rozmawiali na różne tematy, pijąc wciąż więcej i więcej. Blaise, mając mocną głowę do alkoholu, nie był jeszcze wstawiony. Natomiast młodej Gryfonce wypity alkohol powoli zaczął uderzać do głowy. Była taka szczęśliwa i niczego nieświadoma. W pewnej chwili Zabiniemu zrobiło się żal tej, niczego nie domyślającej się, Gryfonki. Przez kolejne pół godziny bacznie rozważał pomysł zdradzenia jej tego, co miała przeżyć w najbliższej przyszłości.
- Wiewiórko, musimy poważnie pogadać.
- Coś się stało? – Zapytała półprzytomnie.
- Owszem. Posłuchaj mnie teraz uważnie. Cokolwiek zaoferowałby Ci Nott, nie zgadzaj się. Jest z tobą tylko dla zakładu. Założył się z nami, że zaciągnie cię do łóżka. Tak naprawdę to tylko i wyłącznie to, było powodem tej imprezy.
- Cccoo?!
- Nie krzycz, proszę!
- Założyliście się o mnie?! Tak po prostu?! Jak o jakąś niepotrzebną rzecz?!
- Przestań. To był pomysł Higgs’a. Ciesz się, że w ogóle ci o tym mówię, bo gdybym nie powiedział…
- Dzięki… Blaise?
- Tak, Wiewiórko?
- Pomożesz mi?
- Zależy w czym. – Spojrzał podejrzliwie na dziewczynę, siedzącą obok niego.
- Wiesz… wypadałoby się zemścić na tym obleśnym Nott’cie.
- Co sugerujesz?
- Hmm… więc tak. Nott będzie chciał mnie zaprowadzić do sypialni, więc z nim pójdę. Wcześniej wezmę ze sobą eliksir nasenny i wleje mu do alkoholu. Zanim to wypije i zaśnie, trochę z nim poflirtuję, a ty zajmiesz się Higgs’em. Trzaśnij go najlepiej jakimś zaklęciem, żeby obudził się dopiero nad ranem. Przeteleportujesz go jakoś do dormitorium Nott’a i ułożymy ich na łóżku obok siebie, zostawiając ich w samych bokserkach. Potem wykasuję im z pamięci imprezę tak, żeby nie pamiętali co się działo. Drugiego dnia poproszę Hermionę, żeby, zanim w Wielkiej Sali zbiorą się nauczyciele, wyczarowała wielki obłok, w którym pokazany będzie obraz na żywo z dormitorium chłopaków. Wyśmianie przez całą szkołę chyba wystarczy. – Puściła mu oczko. – Wchodzisz w to?
- No, no, no. Tego się po tobie nie spodziewałem. Jasne, że w to wchodzę. To działaj, mała. – mówiąc to odszedł od niej zostawiając, trochę już wstawioną Gryfonkę, samą sobie.
******
- A teraz ponownie zapraszamy wszystkie zakochane pary na środek parkietu! Panowie proszą Panie do tańca! – Rozległ się głos jakiegoś Ślizgona, odpowiedzialnego za muzykę. Pansy siedziała zamyślona na fotelu, w kącie Pokoju Wspólnego, wyjątkowo nie bawiąc się wcale. Gdy usłyszała początek wolnego utworu westchnęła krótko, mając jakiś malutki płomyczek nadziei, że jednak może ktoś poprosi ją tańca. I jak na zawołanie wyrósł przed nią jakiś czarnowłosy chłopak średniego wzrostu.
- Zatańczymy, Parkinson?
- Niech ci będzie, poświęcę się, Potter. – Odpowiedziała, w duchu jednak ciesząc się, że spełniło się to, czego od dłuższego czasu pragnęła. Wybraniec spodobał jej się całkiem niedawno, po rozmowie ze Smokiem. I chociaż doskonale to ukrywała, robiło się to dla niej coraz bardziej męczące. Właśnie dziś postanowiła skończyć z tymi tajemnicami i otwarcie powiedzieć o swoich uczuciach. Jednak Potter był szybszy.
- Wiesz, Parkinson… Muszę ci coś powiedzieć. Podobasz mi się od jakiegoś czasu… Wiem, że jesteśmy z dwóch różnych światów, ale…
- Spokojnie Potter, wiem o tym doskonale, jednak ty też zwróciłeś moją uwagę jakiś czas temu. I musisz wiedzieć, że mam głęboko w poważaniu te wszystkie plotkary. Jeżeli tylko chcesz, jestem gotowa spróbować.
- Czyli… tak?
- Tak… - uśmiechnęła się do niego i pocałowała krótko w usta. Kołysali się tak w rytm muzyki, szczęśliwi, że w końcu odnaleźli tą drugą połówkę. Nie przeszkadzały im spojrzenia i głupie komentarze innych uczniów. Cieszyli się, że mają siebie.
******
Tymczasem nasi główni bohaterowie siedzieli na kanapie, pijąc i rozmawiając, w całkiem miłej atmosferze.
- Dobra Granger, czas na nasz zakład.
- Olśnij mnie w końcu Malfoy. No, słucham. Dla kogo mam zatańczyć?
- Dla mnie Granger, dla mnie. – Powiedział uśmiechając się wrednie blondyn.
 - … CO?!?!

___________________________________________________________

Witam, kochani! Tutaj Dominika. W imieniu Shadii, publikuje dziewiąty już rozdział historii. Jak na pewno zauważyliście jest on najdłuższy ze wszystkich dotychczas dodawanych notek, dlatego liczę na to, że docenicie jej trud w napisaniu go, w powalającej liczbie komentarzy! Jest on też, na pewno najbardziej zwariowanym rozdziałem! Miałyśmy wiele frajdy, wymieniając się, coraz to bardziej odjechanymi pomysłami i realizując je, uzyskując efekt, widoczny powyżej.;-) Mam nadzieję, że lektura poprawiła wam humor, tak samo jak mnie! Ciąg dalszy imprezy nastąpi...
Jeszcze zanim zakończe ten monolog, chciałabym was gorąco poprosić o wejście na tego bloga: http://dm-i-hg-story-of-us.blogspot.com/2013/03/to-ja-czyli-krotko-o-mnie-i-o-blogu.html. Pisząca go Alison jest naprawdę wspaniałą osobą, niestety ostatnio utraciła sens publikowania kolejnych notek, z powodu małej ilości, o ile nie braku, jakichkolwiek komentarzy. Wiem, że wiele z czytających osób, sama pisze opowiadania, więc dobrze zdają sobie sprawę z tego jak wiele one znaczą dla autora;-) Dlatego też sprawcie jej odrobinę przyjemności i zapoznajcie się z jej twórczością, pozostawiając przy tym ślad swojej obecności... Przepraszam za wyjątkowo długi wywód i nie przedłużając już dłużej zapraszam do komentowania!
Buziaki, Beta*

środa, 24 kwietnia 2013

Rozdział 8


Zaskoczony blondyn od razu pozbierał się z podłogi i otrzepał się ze „szlamu”, który przeniósł się na niego po upadku na Hermionę.
- Ee… - Ginny pod wpływem zaskoczenia i ogromnego szoku, nie wiedziała co powiedzieć. – Nie przeszkadzajcie sobie… Przyszłam tylko pożyczyć kolczyki, Herm… Ale… wpadnę później. Pa! – I już jej nie było. Gryfonka i Ślizgon – oboje zdziwieni - nie zdążyli już zobaczyć uśmiechu, którym Ginny podsumowała to, co przed chwilą zobaczyła.
- Z tego musi coś wyjść – powiedziała do siebie. Obrała sobie za cel zeswatanie tych dwóch największych wrogów Hogwartu. Byli całkowicie inni, ale według Ginny – pasowali do siebie jak zapalniczka z ogniem.
Tymczasem tych dwoje „pasujących do siebie” wrogów, rozpoczynało właśnie kolejną kłótnię.
- Czy Ty ocipiałeś Malfoy?! Chcesz żebym tu zeszła na zawał?! Wiesz jak się wystraszyłam?! – Gryfonka z oburzoną miną, czerwona z gniewu, krzyczała właśnie na blondyna, który niewinnie poruszył ramionami.
- Moja wina, że nie zdążyłem zahamować? Czego się tak drzesz? Zaraz połowa Hogwartu tu przyleci, Granger.
- No i dobrze, będzie taki tłum, że przynajmniej nie będę musiała patrzeć na twoją piękną twarzyczkę. – Odpyskowała mu natychmiast, nawet nie myśląc co mówi.
- Piękną? Uuu… Granger… Wiem, że jestem przystojny i dziewczynom gną się nogi, gdy przechodzę koło nich, ale Ty? Tego się nie spodziewałem. – Wyśmiał ją, zadowolony ze słownego potknięcia Gryfonki. Ona, chcąc to jak najszybciej odwrócić, powiedziała naburmuszona
- To był sarkazm, idioto.
- Witaj stara Granger! Cieszę się, że wróciłaś po tak długiej nieobecności. Brakowało mi tego twojego oburzonego wyrazu twarzy. – Ukłonił się przed nią naśladując głos dyrektora Dumbledore’a podczas przemówień. Był w tym tak perfekcyjny, że dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem. Ostatnio zdarzało jej się rozmawiać normalnie z tym wrednym Ślizgonem, który niekiedy był wobec niej… miły? Tak, chyba można tak powiedzieć. Przynajmniej starał się taki być. Zauważyła też, że dogaduje się z nim czasem lepiej, niż z Harrym.
 „Opanuj się Hermiono, przecież to Malfoy, na pewno nie robi tego bezinteresownie.”
– Powiedziała sobie w myślach i aż podskoczyła z przerażenia, gdy niemal natychmiast odpowiedział jej jakiś inny, cichy głos: „Nie pomyślałaś, że może się zmienił? Nie oceniaj ludzi pochopnie. Źle na tym wyjdziesz, moja droga.”
- Eej, Granger, co z tobą? – Malfoy był wyraźnie zszokowany zachowaniem brązowowłosej, która nie dość, że nie reagowała na żadne bodźce, to jeszcze przed chwilą podskoczyła, jakby coś ją nieźle wystraszyło.
- Nic mi nie jest, Malfoy. Zajmij się sobą. – Ucięła temat, po czym podeszła do drzwi oznajmiając tym samym blondynowi, że ma już sobie iść.
- Niegrzecznie jest tak wypraszać gości, wiesz Granger? Bo drugi raz do ciebie nie przyjdą. – Popatrzył na nią z zainteresowaniem.
- Wiesz, jakoś mi na tym nie zależy, żeby gościć cię tu drugi raz, więc łaskawie rusz swoje cztery litery i idź już. – Uśmiechnęła się do niego ironicznie. Cierpliwie czekała aż wyjdzie, ale on postanowił zrobić jej na złość, rozkładając się wygodnie na kanapie.
- Co ty odwalasz, Malfoy? Przecież ci powiedziałam, że masz iść.
- A gdzie jest napisane, że mam cię słuchać? – Z triumfującym uśmieszkiem popatrzył na nią, ciekawy, co mu odpowie.
- Nie zmuszaj mnie, żebym użyła zaklęcia. – Spojrzała na niego podejrzliwym wzrokiem.
- Nie odważysz się.
- A chcesz się przekonać?
- Tak.
- Hmm… Levicorpus! – Ciało blondyna uniosło się lekko i obróciło tak, że głowa Dracona znajdowała się teraz kilkanaście centymetrów nad podłogą.
- Granger! Co ty…?! – Wściekły chłopak zaczął się miotać, próbując uwolnić się od zaklęcia.
- Sam chciałeś, Malfoy, więc nie narzekaj. – Uśmiechnęła się triumfalnie i podeszła do niego. Ukucnęła przy nim i z wyższością popatrzyła mu w oczy, następnie cmoknęła go lekko w usta i uwolniła od zaklęcia. Uśmiechając się ironicznie, wzięła piżamę i ręcznik, po czym wyszła do łazienki, zostawiając oszołomionego Ślizgona, samego.
******
Siedziała w pokoju wspólnym patrząc na płomienie powoli niknące w kominku. Robiło się coraz zimniej i ciemniej, ale jej to nie przeszkadzało. Myślała nad ostatnią rozmową z chłopakiem. Dużo wtedy zrozumiała. Dotarło do niej, że szansa na bycie z nim przepadła. Nadal był dla niej ważny, ale już tylko jako przyjaciel i chociaż nadal zrobiłaby dla niego wszystko, to już nie byłoby to ślepe i nieprzemyślane. Teraz oddałaby za niego życie umyślnie, będąc pewną, że owy przyjaciel będzie bezpieczny, dzięki niej. Musiała przyznać, że od czasu tego pamiętnego monologu Smoka, zmieniła się. Spojrzała na świat pod innym kątem, zaczynała widzieć więcej, niż tylko platynowego blondyna o przepięknie szarych oczach i zimnym spojrzeniu. Spodobało jej się takie życie. W końcu dostrzegła też siebie. Odkryła jaka naprawdę jest. Kiedyś dokuczliwa, zapatrzona w Dracona, nieczuła na cierpienie innych. Teraz bardziej wrażliwa, niekiedy uśmiechnięta. Odnalazła gdzieś w środku swoje sumienie i teraz, choć starała się nadal tłumić swoje emocje, to nie była już tą samą dziewczyną. Gdyby miała wybierać pomiędzy starą Pansy, a tą, którą jest teraz, to zostałaby przy aktualnej wersji. Nie wiedziała ile czasu już tak siedziała, zastanawiając się nad życiem, zanim zauważyła, że ogień w kominku już całkowicie wygasł, więc nie pozostało jej nic innego, jak udać się do swojego dormitorium na zasłużony odpoczynek.
******
Hermiona obudziła się wypoczęta o szóstej nad ranem. Był piątek. Został jeden dzień do imprezy, na której to miała zatańczyć przed jakimś chłopakiem. Na samą myśl tego, co będzie musiała robić, przechodziły ją dreszcze. Nie mogła przegrać, nie mogła dać tej satysfakcji blondynowi. Poza tym, nie miała najmniejszego zamiaru usługiwać mu, jak jakaś niewolnica, przez cały dzień. Myślała już nad tym, aby po prostu nie pójść na tę imprezę, ale była Gryfonką, a wychowankowie domu lwa nigdy nie tchórzą, niezależnie od zadania im przeznaczonego.
Leżała tak jeszcze przez pół godziny, po czym postanowiła wstać. Wyjęła więc z szafy ubrania i ręcznik, udała się do łazienki, gdzie wzięła orzeźwiający prysznic i umyła włosy szamponem o zapachu konwalii. Umywszy się, osuszyła włosy zaklęciem i ubrała się. Podkreśliła i tak już długie rzęsy tuszem, po czym wyszła uśmiechnięta z zaparowanej łazienki, biorąc książki i udając się na śniadanie. W Sali nie było jeszcze dużo osób, bowiem dochodziła dopiero 7:00 rano. Podeszła do stołu Gryffindoru i zajęła swoje stałe miejsce. Przejechała wzrokiem po innych stołach i ku jej zaskoczeniu dostrzegła tam już platynowego blondyna, który przyglądał się jej z zainteresowaniem. Podniosła prawą brew w geście zdziwienia z niemym pytaniem „co się tak gapisz?”. Chłopak uśmiechając się ironicznie odwrócił wzrok, więc brązowowłosa zajęła się posiłkiem. Kilkanaście minut później do Wielkiej Sali wszedł Ron, a razem z nim Harry. Ginny przyszła zaraz po nich u boku Theodore’a Notta. Hermiona miała złe przeczucia co do tego chłopaka. Nie chciało jej się wierzyć, że tak nagle zmienił swoje zdanie na temat jej rudej przyjaciółki. Jeszcze niedawno przecież tak się nienawidzili…
„A ty i Dracon?” – pisnął jakiś cichutki głosik w jej głowie.
„Na Merlina, znowu ten głos” – pomyślała Hermiona. – „O co tutaj chodzi?”
Dziewczynę coraz bardziej irytowały te rzekome podpowiedzi domniemanego „sumienia”. Z każdym dniem miała większe wątpliwości co do prawdziwości jej tezy. Przecież to niemożliwe, że jej sumienie, w tak perfidny sposób, do niej mówi. To by było wręcz chore.
Jej przemyślenia przerwała dwójka przyjaciół, która właśnie dosiadła się do stołu.
- Cześć Mionka. – powiedzieli wspólnie Ginny z Harrym.
- Cześć wam, co u was?
- Ja żyję imprezą. Słyszałam, że idziesz? – Uśmiechnęła się wrednie, Ginn.
- Nie ciesz się tak, zostałam zmuszona. Inaczej bym nie poszła.
- Jasne, jasne, już ja wiem jak to było. – Poruszyła brwiami Ruda.
- Nie wiem o co ci chodzi, Ginn. Nie denerwuj mnie lepiej, bo zmienię zdanie.
- Oj no okej, okej… Przepraszam, już się zamykam.
- Jaka impreza? – Harry jakby dopiero obudzony zagadnął obie Gryfonki.
- Ty to masz zapłon… W sobotę jest impreza u Ślizgonów. Wstęp wolny, każdy może przyjść.
- A to niby z jakiej okazji?
- Nie wiem, z resztą nikt tego nie wie oprócz Ślizgonów. Podobno ma to być niespodzianka.
- A na którą?
- Na 2000, a co, zamierzasz przyjść? – Ginny zrobiła wielkie oczy w geście zdziwienia.
- Noo… a czemu nie?
- No nie wiem, nigdy ci się jakoś nie spieszyło, czy ja o czymś nie wiem? – Spytała podejrzliwie rudowłosa.
- Niczego nie ukrywam. Idę, bo chcę. Po prostu. – Zdenerwował się zielonooki i zajął się śniadaniem, kończąc tym samym dyskusję.
- Co mu jest? – Szepnęła Hermiona do ucha Ginny, szczerze zdziwiona zachowaniem przyjaciela.
- Nie mam pojęcia, ale coś czuję, że niedługo się dowiemy. – Odpowiedziała i również zajęła się swoim śniadaniem. Brązowookiej nie pozostało nic innego, jak wziąć przykład z przyjaciół, więc zajęła się swoim, pierwszym tego dnia, posiłkiem.
****** 
W przerwie między lekcjami, Dracon wrócił do swojego dormitorium i rozsiadł się wygodnie na ogromnym łożu, z zieloną narzutą i srebrnymi poduszkami, pogrążając się w myślach. W końcu udało mu się uciec od gromady psycho-fanek i błaznowatych dowcipów Blaise’a. Chłopak skupił swoje rozważania na imprezie, która miała się odbyć już jutrzejszego wieczora. Był ciekaw przebiegu zakładu chłopaków, o którym usłyszał dzisiaj na śniadaniu. Nie był zdziwiony, samą akcją, jakże typową dla nich, ale obiektem ich zainteresowania. Ginny - Wiewiórka, córka zdrajców krwi, siostra Wieprzleja, zakochana niegdyś w Potterze dziewczyna, przyjaciółka Hermiony... No właśnie Granger. Ostatnio zdał sobie sprawę, że coraz częściej zdarza mu się o niej myśleć. O ich ostatniej rozmowie, o ich zakładzie, o jego warunkach, o tym jak pięknie będzie wyglądać... Zaraz! Żadne pięknie! Przecież to Wiem-To-Wszystko-Granger do cholery! Co najwyżej może wyglądać dobrze, lepiej niż zazwyczaj. Tak teraz już lepiej. Musi się w końcu postarać, bo podczas imprezy jej zadaniem będzie zatańczenie dla najprzystojniejszego (i na pewno najskromniejszego :D - przypis autorki) chłopaka w całym Hogwarcie - samego Dracona Malfoya.
******

W pokoju wspólnym Ślizgonów zawsze dużo się działo. Kolejne imprezy, kończące się ciężkim przebudzeniem ich uczestników w nieswoim łóżku, o ile w ogóle w łóżku... Zdecydowanie mało niewinne zabawy, z latającymi częściami garderoby w roli głównej, czy też pełne rozmów i lejącej się strumieniami ognistej whisky, wieczorki. Jedynie na tych ostatnich zachowany został podział na płcie i tak przyjęła się kolejna ślizgońska tradycja, babskich i z drugiej strony, typowo męskich libacji. I właśnie na jednym z takich wieczorów narodził się szalony pomysł zorganizowania największej, najdzikszej i najbardziej spektakularnej imprezy w historii całego Hogwartu. Za dwa dni naczelny postrach szkoły, nieustraszony obrońca Ślizgońskich wartości, o ile takowe niektórzy posiadali, profesor SS obchodził swoje kolejne urodziny. To właśnie to wydarzenie, stało się idealnym pretekstem do zaspokojenia dzikich żądz uczniów domu węża, bez ponoszenia większych konsekwencji, ze względu na jakże szczytny cel całego wydarzenia. Nic więc dziwnego, że tego popołudnia cały pokój wspólny był wypełniony odgłosami burzliwych rozmów, a jego mieszkańcy nie mogli skupić się na niczym innym jak na nadchodzącym, wielkim przyjęciu. Wyjątek stanowili trzej chłopacy, zawzięcie o czymś dyskutujący między sobą w kącie salonu:
- Ej, a jak ktoś Cię nakryje? – Powiedział trochę niespokojny Blaise, któremu humor zepsuł się dokładnie z chwilą, kiedy wszedł do Pokoju Wspólnego Domu Węża. Od razu uwiesiło się na nim co najmniej pięć dziewcząt pragnących, by towarzyszył im na imprezie oraz po niej. Nie wystarczyło, że raz powiedział, że nie ma zamiaru przystać na ich propozycję. W końcu musiał się na nie porządnie wydrzeć, by łaskawie, obrażone, z nosem zadartym pod sam sufit, odwaliły się od niego i zostawiły w świętym spokoju. No jednak nie takim świętym…
- A kto ma go nakryć, tchórzysz Zabini? – Spytał z wrednym uśmieszkiem, Higgs.
- Ja? Chyba śnisz. Zresztą to nie ja mam ją przelecieć, tylko Nott, więc ryjek.
- Nie pyskuj…
- Ej, dobra ogarnijcie się. Jutro o 20 zaczyna się impreza, poczekam, aż zrobi się zamieszanie, poproszę do tańca naiwną wiewiórkę, a na koniec zaprowadzę do sypialni. Resztę planu każdy zna. Wy pilnujecie, żeby nikt mi nie przeszkodził.
- Czemu niby mamy to robić? Przecież nam też zależy na wygranej w zakładzie, a jak ci się uda to z niej nici. Nasze zwycięstwo zależy od twojej porażki, więc jesteś zdany na siebie, Nott. – powiedział ucieszony Blaise.
- Dobra, dobra, poradzę sobie bez was lepiej, niż z wami – powiedział, po czym wstał i jak gdyby nigdy nic, odszedł.
******
Przygotowania do przyjęcia szły pełną parą. Pokój wspólny Ślizgonów w małym stopniu przypominał swój poprzedni wystrój. Ściany przykrywały czarne, płócienne zasłony, a z sufitu zwisały wyglądające jak żywe, nietoperze. Wszystko dopełniały srebrno-zielone akcenty. Pomieszczenie spokojnie mogłoby służyć, jako salon w rezydencji samego Draculi,  nadając mu jednak iście ślizgońskiego charakteru. A wszystko to dla jednego, wyjątkowego solenizanta…
******
Severus gorączkowo przemierzał swój gabinet w tą i z powrotem, myśląc ciągle o przeprowadzonej niedawno rozmowie. Ponownie dostał nowe rozkazy, z resztą jak zwykle po spotkaniu z Czarnym Panem, tym razem jednak nie dotyczyły one jego samego. Z rozmyślań wyrwał go trzask wznieconych płomieni w stojącym, naprzeciw drzwi wejściowych, kominku. Gdy odwrócił się w tę stronę zobaczył oczekiwanego gościa, w postaci swojego przyjaciela.
- Witaj Lucjuszu, cieszę się że tak szybko przybyłeś. Wiem, że nie było to łatwe, zważywszy na tak późną porę.
- Och, to nie był żaden problem, Severusie. Wiem, że nie kazałbyś mi tego robić, nie mając ważnego powodu, a po Twoim liście wnioskuję że taki masz.
- Tak, masz rację. Związane jest to z moim wczorajszym spotkaniem z Czarnym Panem.
- Czyżby nowe polecenia?
- Owszem. – Odpowiedział krótko Mistrz Eliksirów i spuścił wzrok na dywan, leżący przed kominkiem, ponownie pogrążając się w swoich rozmyślaniach. Nie wiedział jak ma przekazać wieści od Voldemorta, a tym bardziej, jak mógłby pomóc w ich zrealizowaniu.
- Severusie, masz zamiar mi to jeszcze dzisiaj powiedzieć? – przerwał po dłuższej chwili panującą ciszę Lucjusz. Snape, podniósł na niego wzrok i patrząc mu głęboko w oczy, odparł:
- Czarny Pan wyznaczył zadanie do wykonania, dla twojego syna.
__________________________________

Jest rozdział 8! Przepraszam Was szczerze, z całego mojego małego serduszka, że tak późno, ale kompletnie nie miałam czasu. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie :>
Rozdział z dedykacją dla Was wszystkich! To dzięki Wam piszę :)
Dominika - jak zwykle - genialna jesteś. --> Dziękuję <3
Zachęcam do komentowania i pozdrawiam cieplutko!
Shadii. :>


czwartek, 11 kwietnia 2013

Rozdział 7



Dyrektor Dumbledore spacerował po błoniach przyglądając się krajobrazom, roztaczającym się gdzieś daleko przy horyzoncie. Myślał o przyszłości, bardzo bliskiej zresztą, która nie miała przynieść niczego dobrego. Zastanawiał się, jak mógłby wykorzystać do tego dar, o którym niedawno się dowiedział. Hermiona posiadała bardzo przydatną umiejętność, dzięki niej była w stanie pomóc w Bitwie o Hogwart, która zbliżała się z każdą sekundą. Kazał jej medytować, by mogła ulepszyć swoją zdolność i zapewnić lepszą widoczność snów, jednak to nie był cały jego plan. Sam był bardzo potężnym czarodziejem, którego bał się nawet Czarny Pan. Dlatego dzięki swoim umiejętnościom wniknął do głowy Hermiony i podszywając się pod sumienie, dawał jej wskazówki, jak ma postępować. Może nie było to z jego strony całkiem w porządku, ale nie chciał narażać Gryfonki na poważniejsze kłopoty. W Hogwarcie, każdy jego uczeń musiał być bezpieczny, bez względu na okoliczności i dyrektor nie zamierzał tego zmieniać. Zachowując więc wszystkie środki ostrożności podpowiadał niczego nieświadomej dziewczynie co ma robić. Oprócz tego pomagał jej również w innych, mniej ważnych wyborach. Przyczyną tego było, że bardzo lubił tą brązowowłosą uczennicę. Była bowiem bardzo mądrą, zaradną, kreatywną i przede wszystkim odważną dziewczyną. Już od pierwszego roku nauki w szkole wyróżniała się spośród pozostałych. Dumbledore wiedząc, że nie pozostało mu już dużo czasu, starał się przekazać tyle informacji, ile tylko zdoła, by zapewnić uczniom i nauczycielom Hogwartu jak największe bezpieczeństwo podczas bitwy. Doskonale wiedział, że nie uda mu się ocalić wszystkich, ale musiał zrobić wszystko co w jego mocy, by poświecić jak najmniej istnień. Ludzie, którzy tu trafili, byli bardzo wyjątkowymi osobami. Każdy posiadał jakiś talent, często jeszcze nieodkryty. Zasłużyli na spokojne i długie życie.
„Jak ten czas szybko płynie” – Pomyślał Albus i chcąc uciec przed deszczem, który właśnie kropelka po kropelce zaczął spadać z nieba, wszedł do zamku.
******
W pokoju wspólnym Ślizgonów trwała burza mózgów pomiędzy trzema chłopakami z szóstego rocznika. Próbowali wymyślić coś, dzięki czemu ich plan będzie udany.
- Wiem! Zrobimy imprezę. To będzie taki pretekst. I zaprosimy, eee to znaczy ty, Nott, zaprosisz Wiewiórę. Poczekasz, aż porządnie się nawali i wtedy już nic ci nie przeszkodzi. – Higgs uśmiechnął się perfidnie, patrząc prosto na swoich kumpli.
- Dobrze myślisz, Terren. Ale pamiętajcie, jak mi się uda, stawiacie mi dwie ogniste whisky od każdego – Spojrzał podejrzliwie na chłopaków, jakby chcąc upewnić się, czy niczego nie knują.
- Tak, tak Theo. Dostaniesz je. – Blaise puścił mu oczko.
- To kiedy zamierzamy ją urządzić? – Spytał Theo.
- Ale co, imprezę? Hmm… może w tą sobotę?
- To w takim razie mamy niecały tydzień… Dobra, a kogo zapraszamy? – Wtrącił się Blaise.
- Ginny, Ślizgonów, kogo tu jeszcze…
- Niech przyjdą wszyscy, którzy będą chcieli. Zróbmy wstęp wolny. Będzie większe zamieszanie i nikt nawet nie zauważy jak zabierzesz się za Wiewiórkę. – powiedział rozentuzjazmowany Higgs, gratulując sobie w duchu genialnego pomysłu. Szelmowski uśmieszek nie schodził mu z twarzy ani na chwilę. Bardzo lubił upokarzać ludzi i gdy teraz natrafiła się do tego okazja, nie zamierzał tak łatwo odpuścić.
- Dobra to ja idę pogadać z Ginny. – Powiedział Nott i wyszedł z Pokoju Wspólnego.
******
Hermiona spacerowała szkolnymi korytarzami, gdy wychodząc zza zakrętu spotkała Ginny, radosną lecz trochę niepewną.
- Cześć Miona! Słuchaj jest sprawa. Właśnie gadałam z Theo. Zaprosił mnie na imprezę w sobotę. Wstęp jest wolny więc każdy może przyjść. Tak więc chciałam cię zabrać ze sobą. Poszłabyś? – Rudowłosa błagalnym wzrokiem spojrzała na przyjaciółkę mając nadzieję, że ta się zgodzi.
- Młoda, oszalałaś? I jeszcze powiedz, że ta impreza jest u Ślizgonów.
- No… tak…
- Nie. Nie ma opcji. Za żadne skarby świata nie pójdę na imprezę organizowaną przez te obślizgłe gady. Nawet mnie o to nie proś!
- Ale Miona… Zrób to dla mnie. Ja już nie proszę, ja błagam!
- Ginn nie patrz się tak na mnie, bo mi się serce kraje. Nie chcę tam iść. To nie jest i nigdy nie będzie moje towarzystwo. Zrozum.
- Ale tam będzie dużo osób z innych domów! Nie ma się czym przejmować, nie będziemy same.
- To idź beze mnie. Ja się na to nie piszę. Nie i koniec. – stanowczym głosem odpowiedziała swojej przyjaciółce, z nadzieją, że odpuści.
- To jak ty nie idziesz, to ja też nie. Zaraz powiem o tym Theo. Tylko muszę go najpierw znaleźć.
- Ginny nie mów tak, idź na tą imprezę, będziesz się świetnie bawić. Ja nie jestem ci tam do niczego potrzebna. W końcu będziesz tam z Theo, nie ze mną.
- Nie, Miona. Już powiedziałam. Ty nie idziesz, to ja też nie.
- Jak sobie chcesz… żebyś tylko potem nie żałowała… - skrzywiła się Hermiona i podążyła dalej przed siebie. Miała czas wolny już do końca dnia, więc nie musiała się nigdzie spieszyć. Wróciła do dormitorium, zostawiła torbę, ubrała się cieplej i ruszyła na błonia. Od parteru dzieliło ją kilka pięter, więc zdecydowała się na przejście przez obraz. Idąc w stronę ściany, na której mieściło się przejście, okazało się, że nie tylko ona wpadła na ten pomysł. Malfoy, który szedł z naprzeciwka, miał takie same plany spędzenia tego popołudnia. Widząc Gryfonkę uśmiechnął się na swój ulubiony sposób.
- Co się gapisz, Malfoy?
- Bo mam taki kaprys, Granger. Co ty tu robisz?
- Idę na błonia, jakiś problem?
- Nie, skądże. Widzisz, ja też właśnie się tam wybierałem.
- Cóż za pech, będę musiała zmienić swoje plany. Widzisz? Wszystko psujesz. – Udała oburzoną, ale widząc rozbawienie na twarzy chłopaka, którego nie udało mu się zatuszować, również się lekko uśmiechnęła.
- Do tego zostałem stworzony Granger. Lubię uprzykrzać ludziom życie.
- Widać. – puściła mu oczko. Stanęła czekając, aż pierwszy przejdzie przez portret lecz nic takiego się nie wydarzyło.
- Co tak stoisz, Granger? Przechodź. Nie mam czasu na czekanie, aż łaskawie ruszysz te swoje zgrabne cztery litery. – Nieświadomie wypowiedział komplement w jej kierunku. Gdy tylko doszło do niego to, co powiedział, ugryzł się w język. Powinien był zachować to dla siebie.
- Wow. Arystokrata przepuszcza szlamę pierwszą. Cóż to się takiego stało, że zmieniłeś swoje poglądy?
- Tak jak mówiłem Granger, masz zgrabny tyłeczek, nie zaszkodzi mi jak sobie trochę popatrzę. – „Zaraz… powiedziałem to na głos? Niech to szlag! Jeszcze pomyśli, że ją lubię, czy coś.” – pomyślał gorączkowo Malfoy, po czym obiecał sobie, że taka sytuacja już się więcej nie powtórzy.
- Niewyżyty zboczeniec… Cały Malfoy. – skomentowała krótko Hermiona i przeszła przez portret. Blondyn wywracając oczami, podążył za nią. Dziewczyna lekko kołysała biodrami, a obcisłe rurki bardzo ładnie prezentowały jej długie nogi. Po chwili podziwiania talii i atutów Hermiony, blondyn zrównał z nią kroki i jakby od niechcenia rzucił:
- Masz już jakieś łaszki na imprezę, Granger? Czy przyjdziesz w wytartych dżinsach i rozciągniętym swetrze? – próbował jej dokuczyć lecz nie dała się sprowokować.
- A kto powiedział, Malfoy, że ja w ogóle idę na tą imprezę?
- A co, nie idziesz? – Prawa brew blondyna uniosła się, co miało znaczyć „jaja se robisz, czy jak?”
- Brawo inteligencie od siedmiu boleści! Życzę udanej zabawy. – Uśmiechnęła się sztucznie i przyspieszyła.
- Uuu… Granger, czyżby Panna –Wiem i Umiem -Wszystko –Najlepiej, nie umiała tańczyć? – Chłopak podpuścił Gryfonkę co przyniosło zamierzone rezultaty.
- Dla Twojej wiadomości, ty zadufany w sobie arystokrato, umiem i to bardzo dobrze!
Malfoy udając że nie dosłyszał obelgi Gryfonki kontynuował:                                                
- Wiesz, założę się, że na pewno nie dałabyś rady uwieść swoim tańcem nikogo, nawet jakby był zupełnym desperatem poszukującym ostatniej deski ratunku. Słysząc te słowa Hermiona nie wytrzymała i wydarła się, ile miała sił w płucach:
- Ty nędzna, tleniona tchórzofretko! Nawet jakbym była nawalona jak Hogwart Express zatańczę lepiej od ciebie!
- Uuu, czyżby wyzwanie? Ok, drugorzędna tancereczko podrzędnego night clubu, przyjmuję zakład. Teraz tylko musimy ustalić nagrodę za wygraną.
- Będziesz mnie błagał o wybaczenie! Jak wygram, masz paść na kolana w Wielkiej Sali, przy wszystkich uczniach i nauczycielach i przeprosić mnie wrzeszcząc na całe pomieszczenie „MIONKA WYBACZ MI ZA TO, ŻE BYŁEM TAKIM DUPKIEM PRZEZ TE WSZYSTKIE LATA!” wręczając mi przy tym bukiet białych róż..– Palnęła bez zastanowienia brązowowłosa i od razu pożałowała swoich słów, widząc zadowoloną minę Malfoya. Wiedziała doskonale, że wpakowała się na własne życzenie w niezłe bagno.
- Masz duże wymagania, jak na… ciebie, Granger. – Słowo szlama utkwiło mu w gardle, co nie uszło uwadze Hermiony. W pewnym sensie trochę ją to ucieszyło. Jednak w zaistniałej sytuacji było to nikłe pocieszenie. – Ale dobra, niech ci będzie. Za to jak ja wygram, jesteś mi posłuszna przez jeden dzień i robisz wszystko co ci każę, zrozumiano?
- Ty chyba ogłupiałeś Malfoy! – wrzasnęła.
- O czyżby nasza odważna Gryfoneczka stchórzyła?
- Nigdy! Dobra wchodzę w to! - Odpowiedziała pewnie, chociaż łatwo było wyczytać czający się w jej oczach strach. – Podaj jeszcze tylko zasady.
Słysząc potwierdzającą odpowiedź, kąciki jego ust drgnęły w lekkim uśmiechu,
wyobrażając sobie brązowowłosą tańczącą tylko dla niego, przy wszystkich
uczestnikach imprezy. Mając wciąż przed oczami tą scenę odparł:
- Wskażę Ci jakiegoś chłopaka, a twoim zadaniem będzie uwiedzenie go, prezentując przy tym swoje umiejętności taneczne i nie tylko… – zakończył teatralnie mistrz manipulacji, uśmiechając się przy tym szelmowsko. Hermiona nie zdolna nic powiedzieć, przytaknęła tylko, dając do zrozumienia, że się zgadza. Trwała dalej w stanie prawdziwego szoku, ciągle powtarzając sobie w myślach „Na gacie Merlina! Dlaczego ja?!” i nie mogąc zrozumieć jak mogła się dać wkopać w tak idiotyczny układ i to jeszcze z Malfoyem!

Spacerowali tak jeszcze długo nie odzywając się do siebie. Stracili zupełnie kontakt ze światem rzeczywistym, tonąc w swoich myślach i nie zdając sobie sprawy z tego, że wciąż idą obok siebie przez szkolne błonia. Oczywiście nie obyło się bez dziwnych spojrzeń pozostałych uczniów i masy komentarzy oraz szeptów z ich strony. Jednak nie docierały one do uszu tej dwójki, która teraz była w zupełnie innej rzeczywistości. Draco ciągle zastanawiał się nad listem, który dostał od swojego ojca. Rodziciel napisał:


Draconie!
Jestem z Ciebie dumny. Na szczęście nie musieliśmy długo czekać na twoją odpowiedź. Czarny Pan bardzo się ucieszył, gdy doszły do niego wieści, że tak szybko się zdecydowałeś. W drugim semestrze powinieneś dostać pierwsze zadanie od teraz, już naszego Pana.

Lucjusz.
PS. Twoja Matka Cię pozdrawia.

Draco mimo tego, że w wielu kwestiach był podobny do swojego ojca, choć podobieństwo to z każdym dniem malało, nie chciał zabijać niewinnych ludzi, a podejrzewał, że to właśnie będzie jego pierwsze zadanie. Był tylko ciekaw kogo przyjdzie mu uśmiercić jako pierwszego. Miał nadzieję, że nie będzie to nikt, kogo znał. Podczas ferii zostanie oficjalnie przyjęty do grona Śmierciożerców. Od drugiego semestru będzie musiał uważać, by nikt, absolutnie nikt nie zobaczył Mrocznego Znaku, który umieszczony zostanie na jego lewej ręce.
Z rozmyślań wyrwało chłopaka lekkie, ledwie odczuwalne uderzenie czegoś zimnego i mokrego o jego twarz. Wybudzając się z letargu, od razu zorientował się, że na błoniach nie ma już nikogo, a on razem z brązowowłosą dziewczyną siedzi na ławce. Hermiona również dopiero teraz wyrwała się z rozmyślań. Deszcz padał coraz mocniej, aż w końcu oboje byli całkowicie mokrzy. Chłopak zdjąwszy bluzę starał się jak najszczelniej zasłonić siebie i Gryfonkę przed deszczem, podnosząc materiał ponad ich głowy. Teraz już biegli do zamku, przemoknięci do ostatniej, suchej nitki. Wszedłszy do Hogwartu spojrzeli na siebie i jak na komendę wybuchli śmiechem. Pierwszy odzyskał głos Draco.
- Granger… jak… ty… wyglądasz! – śmiał się głośno, pozbywając się maski, nie wyrażającej żadnych emocji, którą nosił na codzień.
- Malfoy lepiej popatrz na siebie! – krztusząc się ze śmiechu, wychrypiała mu prosto w twarz. – Jesteś nie dość, że cały mokry to jeszcze czerwony jak burak! – Wyśmiewała go w najlepsze, bez żadnych skrupułów.
- A tobie włosy sterczą, każdy w inną stronę i nie nazywaj mnie burakiem! – powiedział przez śmiech.
- Czemu nie? Buraaaaczkuu ty mój. – wyszczerzyła się do niego, na co on zareagował błyskawicznie.
- O nie, Granger, przegięłaś. Lepiej uciekaj. – poradził jej mierząc ją podejrzliwym spojrzeniem. Brązowowłosa nie czekając dłużej odwróciła się i najzwyczajniej w świecie, uciekła. Malfoy wywrócił oczami i pobiegł za nią. Dziewczyna biegła co sił w nogach do swojego dormitorium, od którego dzieliły ją jeszcze ruchome schody. Wiedziała, że blondyn prędzej czy później ją dogoni, ale na razie nie miała zamiaru się poddawać. Skręciła więc w boczny korytarz i pobiegła w stronę portretu. Chłopak z każdą sekundą był coraz bliżej.
- Nie uciekniesz mi, Granger! – Wrzasnął za nią, a ta obracając głowę, pokazała mu język i zwiększyła tempo. Dotarła w końcu do portretu i przeszła przez niego. Teraz zostało tylko kilkadziesiąt metrów ostrego sprintu i będzie bezpieczna. Odległość między nimi, jak i ta, między Hermioną, a jej dormitorium, zmniejszała się z każdym kolejnym krokiem. Draco był już tuż tuż za dziewczyną, ale ta na szczęście zdążyła dobiec do drzwi. Otwierając je wtargnęła do środka. Rozpędzony chłopak nie zdążył zahamować i wpadł przez otwarte drzwi prosto na dziewczynę. Gryfonka straciła równowagę i oboje wylądowali na ziemi. Chwilę leżeli w tej, jakże dwuznacznej pozycji. Hermiona już chciała zepchnąć z siebie blondyna, gdy dało się słyszeć głośne pukanie do drzwi i znaczące chrząknięcie…
______________________________________
Tam dididam! Jest siódemka! Zapraszam do czytania i komentowania! 
Dedyk dla Dominiki - dziękuję za pomoc w pisaniu i za te męczarnie ze mną :D
Miona - drugi obrazek dla Ciebie! hahaha :D Powodzenia w pisaniu! 
A oto macie blog Mionki http://dramione-historia.blogspot.com/.
Pozdrawiam.
Shadii.

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Rozdział 6.


- Ginn słuchaj… Bo… chciałem ci powiedzieć… no… podobasz mi się od jakiegoś czasu… I chciałem spytać… mam u ciebie szanse? – Słowa z jego ust wypływały w tak zaskakująco szybkim tempie, że Rudowłosa miała problem ze zrozumieniem ich. Jednak po chwili namysłu odpowiedziała:
- No wiesz Theo… nie zaszkodzi spróbować.
- Czyli się zgadzasz?
- No… tak. – uśmiechnęła się do niego i spojrzała w oczy koloru czarnej kawy.
- Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę! – Z radości złapał Gryfonkę za biodra, podniósł i okręcił się z nią wokół własnej osi. Jego gesty, sposób w jaki się poruszał, jego spojrzenie, wszystko to, teraz pokazywało jak bardzo był szczęśliwy. A wszystko dzięki tej małej, drobnej istotce, która wypowiadając jedno słowo, zmieniła jego świat na lepszy i bardziej kolorowy. Ginny cieszyła się szczęściem Ślizgona, jednak nie była tak samo rozentuzjazmowana jak on. W jej głowie zapaliła się żółta lampka, w momencie wysłuchania deklaracji chłopaka. Jednak teraz nie zwróciła na to najmniejszej uwagi i najzwyczajniej w świecie zignorowała to ostrzeżenie, napawając się szczęściem, które wywołała swoją odpowiedzią. Nie wiedziała tylko, jak słono przyjdzie jej zapłacić za swoją lekkomyślność. Chodzili tak jeszcze pustymi korytarzami przez kilkanaście minut, gdy Rudowłosa powiedziała, że chciałaby już wracać. Nott odprowadził ją pod portret Grubej Damy i krótko, choć czule, pocałował. Poczekawszy aż Weasleyka wejdzie do pokoju wspólnego, odszedł. Na jego twarzy ponownie zagościł ślizgoński uśmiech, a oczy wyrażały tylko przebiegłość, pogardę i drwinę.
******
Dochodziła godzina dwudziesta czwarta, gdy dało się usłyszeć ciche pukanie do drzwi. Hermiona przeciągając się leniwie, wstała z łóżka i poszła otworzyć. Nie zaskoczył jej widok swojej przyjaciółki, bo tylko ona miała odwagę zapukać w jej drzwi o tak późnej porze.
- Hej Miona, mogę wejść? Musimy pogadać.
- No pewnie Ginn, wchodź śmiało. – Uśmiechnęła się brązowowłosa i otworzyła szerzej drzwi tak, by przyjaciółka mogła przejść. Następnie obie usadowiły się wygodnie na dwuosobowym łóżku Hermiony, a Ginny zaczęła mówić.
- No bo chodzi o to, że… Byłam dziś na spacerze z Theodore’m. Chodziliśmy po korytarzach, rozmawialiśmy, atmosfera była miła no i ogólnie było fajnie. Ale w pewnym momencie on złapał mnie za rękę… - Widząc szeroko otwarte oczy Hermiony, Ginny natychmiast dodała – Wiem, wiem, ale nie przerywaj mi, proszę. No więc złapał mnie za rękę, a potem powiedział, że mu się podobam… No i doszło do tego, że z nim jestem… Proszę cię, tylko nie krzycz! – Hermiona zamyśliła się na chwilę, po czym spokojnym, lecz nadal trochę zdziwionym tonem, odpowiedziała.
- No wiesz Ginny, jeśli tego chcesz, to ja nie mam nic do gadania. – Dziewczyna popatrzyła w oczy swojej rudej przyjaciółki i dostrzegła w nich wahanie. – Młoda, ty jesteś pewna, że dobrze zrobiłaś?
- No właśnie jakoś dziwnie się czuję. Mam wrażenie, że coś jest nie tak. Zanim się zgodziłam coś mnie tknęło… ale może mi się tylko wydaje?
- Musisz pamiętać, że to jest Ślizgon, a z nimi wszystko jest możliwie i nigdy nie wiesz, czego się możesz po nich spodziewać – Odpowiedziała myśląc tym samym o sytuacji z Malfoyem. Postanowiła opowiedzieć o wszystkim przyjaciółce.
- Ginn, słuchaj, bo jest sprawa… Pamiętasz jak Malfoy flirtował z Brown?
- No tak, ale do czego zmierzasz, Hermiono?
- Bo to wszystko to była ściema. On z nią bajerował, żeby wkurzyć twojego brata…
- Ale zaraz, skąd ty to wiesz?
- Malfoy mi powiedział…
- Jak to Malfoy ci powiedział?! – Krzyknęła Ruda i od razu zerwała się z łóżka do pozycji stojącej.
- No normalnie… Rozmawialiśmy… Znaczy… Musiałam mu przecież podziękować za to, że uratował nam wszystkim życie, nie?
- To było wtedy jak was z Zabinim nakryliśmy na korytarzu?
- Tak, dokładnie. Ale wracając do tematu. Ron był tak wściekły na Lavender, że z nią zerwał. Akurat tamtędy przechodziłam i poszłabym dalej, gdyby nie to, że Brown wyzwała mnie od szlam. Wkurzyłam się, wlepiłam im szlaban i poszłam. Ron jednak podążył za mną i zatrzymał mnie po jakimś czasie. Chciał do mnie wrócić, ale mu odmówiłam, bo jak mogłam to zrobić po tym wszystkim, co przez niego wycierpiałam? Zdenerwował się i znowu chciał mnie uderzyć, ale w tym czasie przyszedł Malfoy i go unieruchomił. Weasley dostał kilka razy w nos i brzuch, a potem odszedł. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że to MALFOY. Przecież on się tak nigdy nie zachowywał. Jeszcze rok temu przyglądałby się tej akcji z tym swoim wrednym uśmieszkiem, a potem by mnie jeszcze dobił. A teraz? Nie wiem co o tym wszystkim myśleć, Ginny… Pomóż mi…
- Wiesz… gdyby to nie był Malfoy, to powiedziałabym, że owy wybawiciel się w tobie zakochał, ale w tym przypadku to raczej niemożliwe. Bez obrazy Miona, ale jednak to Malfoy. On się nie zakochuje.
- No wiem, rozumiem, ale jednak mi pomógł. Zastanawiam się nad tym od kilku dni. W nocy też nie mogę spać, ta sytuacja cały czas nawiedza mój umysł.
- Może spróbuj z nim pogadać?
- I co mu powiem? „Hej Malfoy, jest sprawa. Cały czas siedzisz w mojej głowie i przez ciebie nie mogę spać. Możesz mi to wytłumaczyć?” Proszę cię, Ginny… wyjdę na idiotkę.
- Aha i tu cię mam! Czyli nie myślisz tylko o tych sytuacjach, w których ci pomógł! Myślisz też o nim, jako o osobie, chłopaku, zresztą bardzo przystojnym chłopaku. Nie żebym coś do niego czuła, ale trzeba mu przyznać, że jest zabójczo pociągający.
- Może tak, może nie… Żebyś tylko sobie nie pomyślała, że on mi się podoba!
- No wiesz, z tej akcji na korytarzu można wiele wywnioskować. – Ginny uśmiechnęła się jednoznacznie i zabawnie poruszyła brwiami.
- Młoda! Bo ci się kiedyś naprawdę oberwie! To Malfoy - Nasz wróg i nie mam zamiaru się z nim w jakikolwiek sposób godzić. Zapamiętaj to sobie. A co do Notta, to uważaj na niego.
- Dobrze, dobrze nie denerwuj się. Masz racje… muszę go lepiej poznać. Dobra Miona, ja się zbieram, bo już późno. Słodkich snów!
- Dobranoc Ginny. – Zmęczona Hermiona nie miała już siły na czytanie, więc po odprowadzeniu przyjaciółki do drzwi, od razu udała się w objęcia Morfeusza.
******
Było ponure, listopadowe popołudnie. Hermiona wraz z resztą Gryfonów z szóstego rocznika siedziała właśnie na zajęciach. Obrona przed Czarną Magią stała się jednym z najmniej lubianych przez uczniów przedmiotów, odkąd zajęcia te zaczął prowadzić profesor Snape. Jedynie Ślizgoni byli zadowoleni z tego obrotu spraw. Lekcja trwała już dobre piętnaście minut, a wciąż brakowało jednego ucznia, co nie uszło uwadze profesora, oraz większości dziewczyn obecnych na zajęciach.
Draco spacerował właśnie po wieży astronomicznej, a przez jego umysł wciąż przewijało się tysiące myśli. Rozmyślał o ojcu i jego propozycji, o wojnie, do której nie pozostało już wiele czasu, o Voldemorcie i o Granger, która nawiasem mówiąc zmieniła się bardzo i to na lepsze. Nie wiedział co się z nim dzieje, ale planował wrócić do swojego dawnego życia. Nie będzie już dłużej udawał jakiegoś bohatera, który broni szlamy w opałach. Właściwie, to co mu odwaliło? Musi to zmienić. Planował zakończyć tą dziwną znajomość z Granger i przystać na propozycję ojca. Jutro wyśle mu sowę. Nie myśląc już o tym dłużej, udał się na OpCM, na którą nawiasem mówiąc był już spóźniony całe dwadzieścia pięć minut. Otworzył nieskromnie drzwi i począł iść w kierunku swojego stałego miejsca, na końcu klasy, w cieniu, gdzie był mało widoczny.
- Gdzie byłeś Malfoy? – Syknął profesor Snape, wywiercając wzrokiem dziurę w czaszce swojego chrześniaka.
- Daleko. – Odpyskował blondyn i usiadł w ławce.
- Nie pyskuj, bo będę zmuszony odjąć punkty twojemu domowi.
- A co mnie obchodzą jakieś głupie punkty? – Nie dawał za wygraną blondyn.
- Może i cię nie obchodzą, Malfoy, ale powinny. Minus dziesięć punktów dla Slytherinu za brak szacunku do nauczyciela i pyskowanie.
- Wow, chyba będę płakał. – Ironizował Malfoy, czerpiąc satysfakcję z tego, że w końcu udało mu się wrócić do dawnego stylu życia.
- Skończ już lepiej i zajmij się lekcją. – Uciął Snape i nie zważając na dalsze pyskówki Dracona, kontynuował lekcję.
Zajęcia skończyły się dwadzieścia minut później i każdy podążył w kierunku drzwi. Blondyn nie spiesząc się nigdzie poczekał aż tłum będzie mniejszy i dopiero wtedy podążył do wyjścia. Niestety takie same zamiary miała Hermiona z Harrym i na nieszczęście każdego, wpadli na siebie w korytarzu.
- Proszę, proszę, nasz Głupotter i szlama Granger, a gdzie zgubiliście swoją rudą wydrę? – Hermiona była zaskoczona tą nagłą zmianą zachowania chłopaka, jednak nie dała tego po sobie poznać.
- Wyrażaj się Malfoy, lepiej zajmij się sobą, bo twoja twarz nie wygląda najlepiej. Jakaś krzywa jest. Jak chcesz mogę ci polecić kogoś, kto ci ją wyprostuje. Proszę poznaj, oto moja ręka, którą już kiedyś mogłeś dotkliwie poczuć na swoim policzku. – Uśmiechnęła się ironicznie Hermiona. Wpieniony do granic możliwości Smok nie miał zamiaru odpuścić.
- Proszę, komuś wyostrzył się języczek – wywarczał blondyn lustrując z pogardą każdą część ciała Gryfonki. – Nie myśl, że jak mi odpyskujesz to będziesz mniej szlamowata, Granger. – Celowo zaakcentował końcówkę zdania.
- Oj Malfoy, ja nie potrzebuję ciebie do tego, by się wybić. – puściła mu oczko i widząc jak do blondyna podchodzi Parkinson, rzuciła jeszcze. – Ooo, przyszedł po ciebie twój pies obronny. Cześć Mopsik, co słychać?
- Morda szlamo. Nie masz prawa wyzywać, ani mnie, ani Smoka, zapamiętaj to sobie.
- Zabronisz mi? Ja się tylko odwdzięczam. – Uśmiechnęła się sztucznie i z lekką ironią, brązowowłosa. Harry cały czas stał nieruchomo i nie mówiąc nic, przyglądał się całej tej sytuacji z wyraźnym szokiem wypisanym na twarzy.
- Idź już lepiej do swojej biblioteki kujonico. I bardziej pilnuj swojej rudej wydry, słabo go wytresowałaś. – Wciął się blondyn tym samym wskazując Pansy, żeby odeszła. Sam podążył za nią.
- Co za dupek, jak ja go nienawidzę! – Prychnęła Hermiona i podążyli wraz z Harrym na obiad. Zielonooki dopiero po kilku chwilach, zwrócił się do Hermiony z wyraźną troską w głosie:
- Miona, powinnaś go unikać. Jest niebezpieczny, pewnie ojciec już go wprowadził w szeregi Voldemorta.
- No co ty, jest na to za młody, a poza tym, kto by chciał takiego dupka?
- Voldemort. On chętnie przyjmuje takich, którzy nie mają sumienia i uczuć.
- Może i masz racje, zresztą, nie obchodzi mnie to. Bardziej zastanawia mnie Dumbledore. Jest jakiś dziwny. Patrzy się na mnie tak, jakby coś wiedział. Jakby wiedział, że niedługo coś się stanie. Mam złe przeczucia Harry, bardzo złe.
- Może idź z nim porozmawiać?
- I myślisz, że mi powie? No co ty. Ostatnio jak z nim rozmawiałam o tych proroczych snach to kazał mi medytować. Rozumiesz? Medytować. Przecież to bez sensu… A nawet jeśli to coś ma dać, to niewiele mi z tego wychodzi.
- Próbuj Miona, próbuj. Może kiedyś ci się uda. – Uśmiechnął się do niej przyjaźnie i usiadł na swoim miejscu. Brązowowłosa wcisnęła się między chłopaka, a Ginny i również zaczęła jeść. Przekąski jak zwykle były pyszne. Nie zabrakło przyjemności dla podniebienia, jak i dla oka, bowiem potrawy przyrządzone były w najróżniejszy sposób, w oryginalnych i pomysłowych kształtach ułożone na talerzach. Hermiona przełknąwszy kilka kęsów spojrzała na róg stołu, gdzie siedział Ron. Rozśmieszyła ją postawa zarówno jego, jak i jego byłej już dziewczyny. Oboje siedzieli obok siebie obrażeni na cały świat, nie odzywając się do nikogo ani słowem. Nerwowo i ze złością wbijali widelce w mięso, które na dobrą sprawę przecież nic im nie zrobiło. No, ale na czymś musieli się wyżyć. Orzechowooka przyglądnęła się dokładniej Ronowi i dopiero teraz zauważyła wykrzywiony, lekko siny i najprawdopodobniej złamany nos i fioletowy ślad pod okiem. Jej uwadze nie uszła również ręka rudowłosego, która spoczywała na jego brzuchu, delikatnie się za niego trzymając.
„Pewnie nadal go boli” – Pomyślała Hermiona. Zrobiło jej się go trochę żal. Mimo, że wyrządził jej wiele krzywd, to jest jej przyjacielem o kilku dobrych lat i jemu w tej sytuacji na pewno też, nie było łatwo.
„Nie żałuj go Hermiono, przecież zachował się wobec ciebie okropnie! Nie zasłużył na twoje współczucie. Uważaj na niego.” – Ten cichutki głosik pojawiał się coraz częściej w głowie Hermiony. Dziewczyna zaczynała się nawet podejrzewać o schizofrenię. „A może to tylko sumienie mi dobrze podpowiada? Chyba powinnam zacząć się słuchać tego głosiku, jak na razie jego słowa są prawdziwe.” – Zajęta swoimi myślami, nie zauważyła dyrektora, który wpatrywał się w nią z dużą intensywnością. Jednak nie umknęło to uwadze Harrego, który zastanawiał się, o co też temu staruszkowi może chodzić. Swoje spostrzeżenia postanowił jednak zachować dla siebie.
Po zjedzeniu obiadu dwójka przyjaciół udała się na dwie godziny eliksirów. Najgorsze jednak było to, że mieli je ze Ślizgonami. Hermiona była pewna, że posypią się ujemne punkty dla jej domu. Snape zrobiłby wszystko, by upokorzyć dom Godryka Gryffindora. Stali przed klasą rozmawiając na różne tematy, gdy brązowowłosa dostrzegła platynową czuprynę zbliżającą się w ich stronę. „Oho, Narcyz się zbliża.” – pomyślała Hermiona i natychmiast odwróciła wzrok od właściciela owych blond włosów. Postanowiła go całkowicie ignorować. „On nie istnieje” – mówiła sobie za każdym razem, gdy go widziała. Choć czasem nerwy ją ponosiły, dzielnie wytrzymywała jego towarzystwo. Tak było również teraz. Malfoy jak zwykle nie powstrzymał się od komentarza:
- O kogo ja tu widzę, Panna-ja-wiem-wszystko-Granger razem z Głupotterem. Co szlamo, nie odpowiesz mi?
- Harry, czy ktoś coś mówił? Bo nie wiem, czy to Irytek gdzieś drze swoje przebrzydłe gardło, czy to ja mam jakieś omamy słuchowe.
- Spokojnie Miona, ja nic nie słyszałem, musiało ci się przesłyszeć. – Harry uśmiechnął się do niej uspokajająco. Malfoy zacisnął pięści, tak mocno, że do jego dłoni przestała dopływać dostateczna ilość krwi. Już chciał odwdzięczyć się jakąś ciętą ripostą na poziomie arystokraty, ale Snape uprzedził go, otwierając drzwi do klasy i wpuszczając wszystkich do środka. Blondyn zgodnie ze swoim przyzwyczajeniem zajął miejsce na końcu sali, gdzie był słabo widoczny, a Harry wraz z Hermioną usiedli w drugiej ławce.
Ślizgon postanowił wykorzystać tą lekcję na napisanie listu, do swojego ojca. Wiedział, że nie ma wyjścia i musi przystać na jego propozycję, a raczej rozkaz swojego rodziciela. Voldemort nie zna słowa nie. Jeśli chłopak spróbowałby odmówić - długo nie pożyje.
Drogi ojcze!
Podjąłem już decyzję. Odpowiedź brzmi tak. Pewnie takiej się spodziewałeś, w końcu, gdybym spróbował odmówić, już by mnie tu nie było, a nie mam chęci na razie żegnać się z moim luksusowym życiem. Mam nadzieję, że nie dasz mi zginąć.
Twój syn,
Draco.
Machnięciem różdżki przeteleportował zgiętą w pół karteczkę do Malfoy Manor, gdzie aktualnie przebywał Lucjusz. Pogrążony w myślach na temat swojego ciężkiego losu, nie zauważył nawet pogardliwych spojrzeń i kpiących uśmieszków swoich trzech kolegów, którzy nieopodal, dopracowywali szczegóły swojego chytrego planu, który wczorajszego wieczoru wszedł już w fazę realizacji…



_________________________________________________
Z lekkim opóźnieniem, ale jest rozdział 6 :). Proszę i zachęcam do komentowania :)
Rozdział z dedykacją dla Madeline - za to, że jesteś ze mną od początku i dzielnie czytasz, i komentujesz każdy mój rozdział! :D Bardzo Ci za to dziękuję :>
Dedykuje go także mojej cudownej becie - Dominice :D, oraz wszystkim czytelnikom :> Dziękuję! :> 

No i oczywiście Miooonaaa! :D hahahahha te nasze rozmowy na gg... Nie no Mega po
prostu :D dziękuję za wielkiego kopa i pozytywną rozmowę :D
I specjalnie dla Ciebie - zdjęcie ( które sama wybrałas hahahah :D) If you know what I mean ; >. A propos naszych wczorajszych faz, dziwnych pomysłów i baaardzo bujnej wyobraźni :D PS. Mam nadzieję, że tą kastrację mi odpuścisz hahah :D
Mam nadzieję, że się Wam choć trochę podobało :>



piątek, 5 kwietnia 2013

Rodział 5.

Siema, siema! Jest rozdział piąty! Tylko mnie nie zaavadujcie... PROSZĘ! :D
Rozdział dość krótki, postaram się, żeby następny był dłuższy:>
Dedyk dla Venetii za pomoc i wsparcie! ;*
Dedyk dla Bety - Dominiki, bo jest cudowna ;*
i Dedyk dla Was - bo czytacie, komentujecie i sprawiacie mi tym dużą radość :>
Miłego czytania!:)
____________________________________________________
- Panno Granger, proszę zaczekać! – Hermiona usłyszała za sobą przyjazny głos dyrektora, po czym odwróciła się w jego stronę.
- Tak, panie dyrektorze? – Trochę zbita z tropu nie wiedziała o co może chodzić temu staruszkowi.
- Mam do Ciebie jeszcze jedną sprawę Hermiono, musimy porozmawiać. – Miłym gestem zaprosił ją do środka. Lekko oszołomiona Gryfonka weszła do gabinetu, siadając na krześle, na którym jeszcze przed chwilą siedział Malfoy. Miała pewne podejrzenia co do przebiegu tej rozmowy, ale wolała je zachować dla siebie.
- O co chodzi, panie Dyrektorze?
- Chciałbym poruszyć temat twoich snów Hermiono. Jest to dla mnie bardzo interesująca kwestia. Czy zdarzało ci się to już wcześniej?
- Owszem, kiedyś, jak byłam mała, miałam takie sny, jednak nie wiązały się one z niczym niebezpiecznym, bardziej opisywały przebieg następnego dnia.
-Hmm… - zamyślił się Dumbledore – takie sny mogą mieć bardzo duży wpływ na twoją egzystencję, jeśli będziesz od razu zapobiegać sytuacjom, może cię to ocalić od choroby, nieszczęsnego wypadku, a nawet utraty życia. To bardzo przydatny i potężny dar. Wielu magów chciałoby posiadać taką umiejętność.
- Panie Dyrektorze… a czy to można hmm… jakoś… trenować? Żeby sen był bardziej czytelny, dokładniejszy i łatwiejszy do zrozumienia?
- Owszem. Wystarczy, że codziennie znajdziesz czas na medytację, to oczyści twój umysł ze zbędnych myśli, które skumulują się w ciągu dnia. Po prostu usiądź wygodnie i nie myśl o niczym.
- To nie takie proste – myśleć o niczym – ale mam nadzieję, że dam radę.
- Wierzę w Ciebie Hermiono. Mam tylko jedną prośbę. Jeśli przyśni ci się coś co będzie niebezpieczne albo zagrażające czyjemuś życiu lub zdrowiu, to proszę powiedz mi o tym, niezależnie o której godzinie. Mówiąc mi to, będziesz mogła uratować czyjeś życie.
- Dobrze Dyrektorze Dumbledore. Na pewno powiem, obiecuję.
- Wierzę ci Hermiono. Nie zatrzymuję cię już dłużej, idź odpocząć, jutro zaczynają się lekcje.
- Dobrze, dobranoc Dyrektorze.
- Dobranoc. – odpowiedział z przyjaznym, jak zwykle, uśmiechem i zgodnie ze swoim przyzwyczajeniem odprowadził Gryfonkę do drzwi. Hermiona, będąc już na trzecim piętrze, usłyszała czyjąś kłótnie. Z zamiarem ukarania uczniów za przebywanie na korytarzu o tak późnej porze, podeszła bliżej. Jednak, gdy tylko zauważyła rudą czuprynę, natychmiast schowała się w bocznym, ciemnym zakamarku, skąd miała doskonały widok – sama pozostając niezauważoną. Ron kłócił się właśnie z Lavender. Brązowowłosa domyślała się, że chodzi o Malfoya. Nie spodziewała się jednak, że Weasley posunie się aż do czegoś takiego. Otóż w tym właśnie momencie Ron wykrzyczał te, jakże szokujące, słowa:
- Zrywam z tobą Lavender! I żebyś nawet nie śmiała się do mnie zbliżać po tym co zrobiłaś! Rozumiem jedna rozmowa, ale proszę, czego ja tu się dowiaduje! Spędziłaś z nim połowę popołudnia! Jak mogłaś?! To koniec! – Rzucił odwracając się i odchodząc. Hermiona zdążyła tylko zobaczyć łzy Lavender, która właśnie ruszyła za rudzielcem, by go zatrzymać.
- Ron! Ronuś! Proszę cię, nie rób mi tego! Ronusiu… Przecież było ci ze mną tak dobrze! Lepiej niż z tą szlamą Granger! – Hermiona słysząc wyzwisko pod swoim adresem, postanowiła zadziałać natychmiastowo.
- Co tu się dzieje? Co to za wrzaski? Powinniście już dawno być w wieży Gryffindoru! Brown – szlaban! Zgłosisz się do gabinetu McGonagall, powiadomisz ją o tym i oddasz jej swoją różdżkę, a następnie przejdziesz do klasy transmutacji i ją całą wysprzątasz! Macie szczęście, że należymy do jednego domu i nie chcę przez takich jak wy stracić punktów, inaczej już mielibyście ich dużo mniej. Weasley, ty, po informacje o szlabanie, zgłosisz się do Filcha. A teraz jazda do Pokoju Wspólnego!
- Jakim prawem nam wlepiasz szlaban, Granger?
- Jakim prawem? Widzę, że sama nie potrafisz się domyślić? Mam wymieniać? Ok. Po pierwsze - za niezgodny z regulaminem pobyt na korytarzu o tak późnej porze, po drugie – za zakłócanie ciszy nocnej, a po trzecie - chociażby za obrażanie Prefekta Naczelnego. Może i jestem mugolskiego pochodzenia Brown, ale poza czystością krwi, nie jesteś ani trochę lepsza, więc radzę czasem się przymknąć i zostawić dla siebie swoje nic nie warte zdanie. Żegnam. – To mówiąc odeszła z honorem nie zaszczycając ich nawet spojrzeniem. Ironicznego uśmieszku, który teraz wypłynął na jej usta, nie powstydziłby się nawet Malfoy.
Przechodziła właśnie korytarzem piątego piętra, gdy ktoś złapał ją nieśmiało za rękę i obrócił w swoją stronę.
- Hermiono, muszę z tobą porozmawiać.
- Nie mamy o czym rozmawiać Ron, jeśli chodzi o szlaban to tak jak mówiłam zgłoś się do Fil…
- Nie chodzi o żaden szlaban! Hermiona zrozum, przyszedłem tu, żeby cię przeprosić! Zachowałem się jak ostatni kretyn zrywając z tobą, teraz wiem, że ta wywłoka Brown ci w niczym nie dorównuje.
- Ron jesteś śmieszny – zaśmiała się pogardliwie Gryfonka. – myślisz, że po tym wszystkim ci uwierzę? Myślisz, że jak wyzwałeś przy mnie Lavender i mnie przeprosiłeś to do ciebie wrócę? Jak tak to jesteś po prostu głupi. Równie dobrze, z taką samą łatwością, mogło przejść przez twoje usta wyzwisko skierowane w moją stronę. Słowo przepraszam jest wyjątkowe, tak jak kocham, wiesz? Nie używa się go od tak po prostu. Trzeba wiedzieć kiedy, gdzie i po co je wypowiedzieć. Jeżeli jest ono nieszczere to równie dobrze możesz sobie teraz iść.
- Słuchaj, jeszcze raz powtarzam, chcę do ciebie wrócić, nie zmarnuj tej szansy, którą nam teraz daję.
- Ja mam nie zmarnować? Nie no, teraz to już w ogóle nie wiem co ja w tobie widziałam. Jesteś egoistą. Przecież ty nawet nie jesteś świadomy tego, ile bólu mi zadałeś! Daj mi lepiej spokój. Zostaw mnie.
- O nie nie nie. Tak łatwo mnie nie spławisz. Masz…
- Nie będziesz mi rozkazywał Weasley. Sama wiem co mam, a czego nie mam. Mam – teraz zamiar sobie iść. Nie mam – ochoty i czasu na tą bezsensowną rozmowę z tobą. Żegnam.
- Ty nędzna… A ja tu specjalnie za tobą przyszedłem, z myślą, że do mnie wrócisz. Oberwie ci się za to, że zmarnowałem czas. – Już podnosił na nią rękę, a dziewczyna już skuliła się w obronnym geście gotowa na przyjęcie ciosu. Ten jednak nie nastąpił. Uniosła głowę i zobaczyła Malfoya, stojącego za rudzielcem i trzymającego go za tą rękę, która miała spocząć na twarzy Hermiony. Po raz kolejny ją uratował.
Dracon patrzył się pewnie w oczy rudzielcowi. Z wyższością i pogardą. Bez najmniejszego wysiłku unieruchamiając go. Na twarz wpełzł mu ten jego ślizgoński uśmieszek. Widać, że był zdenerwowany, ale też i zadowolony z tego, że mógł w końcu dopiec temu rudemu palantowi. Chyba po raz pierwszy Hermiona zobaczyła na jego twarzy tak wyraźnie widoczne emocje. Z jednej strony cieszyła się, że Ronowi w końcu się oberwie, i że nie została spoliczkowana po raz kolejny, a z drugiej, bała się, co może z tej konfrontacji wyniknąć.
- Cześć Wieprzlej, widzę znowu się spotykamy. Zadam proste pytanie i lepiej odpowiedz od razu, bo drugi raz nie będę powtarzał. Jakim prawem miałeś czelność podnieść rękę na dziewczynę?
- Nie twój interes, Malfoy. – Ron, nieźle wkurzony wyrwał swoją rękę z uścisku Dracona i odsunął się o krok. To jednak nie powstrzymało młodego arystokraty. Uderzył Gryfona w nos tak, że ten aż się przewrócił. Hermiona stała jak spetryfikowana i przyglądała się tej akcji z szeroko otwartymi oczami. Malfoy stanął w jej obronie? Coś tu jest nie tak…
- Co to miało znaczyć, ty pieprzona Fretko?!
- Zadałem ci pytanie Weasley. – Nadal spokojnym i opanowanym głosem mówił do rudzielca patrząc na niego z góry, z pogardą.
- Zasłużyła sobie. – Burknął tylko Weasley i nie zdążył się podnieść, gdy otrzymał kolejny cios. Prosto w twarz.
- Czym? Tym, że nie chciała dać ci drugiej szansy? Pf, proszę cię, po tym co jej zrobiłeś? A poza tym kto by chciał takiego przychlasta jakim jesteś ty? – Draco z wyraźnym rozbawieniem i przyjemnością wyżywał się na Gryfonie.
- Nie pozwalaj sobie Malfoy. – Rudy chciał wstać i oddać blondynowi, ale ten zrobił unik, a jego pięść wbiła się w brzuch Rona z taką siłą, że chłopak aż się zatoczył. Zginając się wpół, trzymał obolałe miejsce rękami i próbował zatuszować grymas, który wypłynął na jego twarz.
- Jeszcze ci mało? Jeżeli jeszcze raz się dowiem, że podniosłeś rękę na Granger, albo jakąkolwiek inną dziewczynę, to nawet nie próbuj uciekać i tak cię znajdę, a potem z przyjemnością przetestuje na tobie jakieś zaklęcie niewybaczalne. Ewentualnie mogę zaproponować ci jeszcze bliskie spotkanie. Z moją ręką. Zastanów się dobrze. – Uśmiechnął się sztucznie, a z jego oczu buchała nienawiść. Poczekał, aż pobity chłopak opuści korytarz po czym zagadnął do Hermiony.
- No, Granger, teraz to masz już u mnie dwa długi. Muszę się poważnie zastanowić jak to wykorzystać. Wracając do sytuacji, zrobił ci coś? Czy przyszedłem w samą porę?
- Cco? Aaa… nie nie, nic mi nie jest. Przyszedłeś w ostatniej chwili.
- Ten rudy złamas nawet nie wie, na co się porywa.
- Dziękuję Malfoy, ale nie musiałeś mi pomagać, sama potrafię sobie poradzić.
- No jakoś nie zauważyłem, żeby było tak jak mówisz.
- Ta… dobra idź już lepiej do swojego dormitorium, ja też już pójdę.
- Spokojnie Granger, pójdę jak zechcę.
- No tak, zapomniałam, że szanowny arystokrata nie słucha nikogo, tylko zawsze robi po swojemu.
- Tak, dokładnie Granger. Zresztą ty nie jesteś lepsza. Dobra idę, bo Zabini zamęczy mnie pytaniami. Gdzie byłeś?! Co robiłeś?! Z kim?! – perfekcyjnie naśladował głos czarnoskórego. Hermiona nie mogła się nie roześmiać, jednak szybko się opanowała.
- Wiesz co, Granger? Nie jesteś taka jak rok temu. Zmieniłaś się i szczerze przyznam – odpowiada mi ta zmiana – Zmierzył ją wzrokiem i uśmiechnął się tajemniczo.
- Mam to potraktować jak komplement, Malfoy?
- Hmm, jeśli tak ci tego brakuje to czemu nie? – Uśmiechnął się szelmowsko.
- Mhm – kąciki jej ust uniosły się ku górze. – A więc dziękuję, Malfoy. Ty również się zmieniłeś. – Puściła mu oczko.
- Jej, wysiliłaś się, to było takie wzruszające wyznanie… - Ironizował blondyn.
- Dobra, dobra, koniec tego dobrego. Dobranoc Malfoy.
- Kolorowych koszmarów, Granger. – Wymijając ją puścił jej oczko.
Nie ma to jak Malfoy” – pomyślała Hermiona, po czym udała się do swojego dormitorium. Próbowała medytować, jednak jej próby skończyły się fiaskiem. Zmęczona udała się w objęcia morfeusza.
******
 
           Pewnego pochmurnego, deszczowego i prawdziwie jesiennego dnia, Hermiona weszła do pomieszczenia zwanego Wielką Salą i usiadła na swoim stałym miejscu, przy stole Gryffindoru. Minęły dwa dni od jej ostatniej rozmowy z Malfoyem. Dziewczyna wciąż zastanawiała się, dlaczego blondyn ją obronił. „O wilku mowa” – pomyślała. Właśnie do Sali wszedł Malfoy, a zaraz za nim wbiegła Brown, po czym rzuciła mu się na szyję. Biedna dziewczyna nie wiedziała, że bajera z nią była zwykłą ściemą. Malfoy od razu odepchnął ją od siebie.
- Co ty robisz dziewczyno? Nie narusza się przestrzeni osobistej Malfoya!
- Ależ kochanie, przecież jesteśmy razem. – odparła zdziwiona Lav.
- Kochanie? RAZEM? Ja cię nie znam kobieto, zejdź mi z drogi. – Mówiąc to wyminął ją i odszedł do swojego stołu. Skompromitowana i poniżona przed całą szkołą blondynka powoli doczłapała się na swoje miejsce i nie odzywając się do nikogo zaczęła jeść. Rozradowana Hermiona starała się ukryć uśmiech, ale nie było to łatwe. Spojrzała na stół Ślizgonów i odnalazła wzrokiem platynowego blondyna. Uśmiechnął się do niej lekko. Odwzajemniła uśmiech.

******
Ginny szła właśnie korytarzem, gdy nagle wyrósł przed nią Theodor Nott. Nie zdążywszy zahamować – wpadła na niego.
- Cześć Ginny! Gdzie tak pędzisz?
- Hej Theo. Gdzie nogi poniosą.
- Jest już późno, nie wracasz do wieży?
- Jakoś nie mam na to ochoty.
- Jeśli chcesz, chętnie potowarzyszę ci w tym spacerze donikąd – puścił do niej oczko.
- Jasne, że chcę. Opowiadaj, co dziś robiłeś?
- W sumie to nic ciekawego. Jak zwykle – większość czasu zajęły zajęcia. Po obiedzie odwiedziłem bibliotekę i wróciłem do lochów. Nie mogłem jednak znieść tej całej paplaniny Pansy. „Oh ten mój Dracuś to jest świetny, piękny, wysoki, silny i ma takie ładne perfumy…” – świetnie naśladował głos Parkinson. Ginny mimowolnie parsknęła śmiechem. – Heh, Draco tak się wkurzył, że aż jej wszystko wygarnął. Tłumaczył jej, że już nigdy nie będą razem i nie powinna robić sobie zbędnej nadziej. Powiedział, że ją lubi ale te ciągłe gadanie o nim to jest obsesja. Oznajmił też, że jeśli przestanie mu ciągle bezsensownie słodzić, to nie ma nic przeciwko przyjaźni. Pansy głupia nie jest i chyba zrozumiała, że Draconowi już przeszło. No i na tym się praktycznie skończyło.
- Chyba pierwszy raz zgodzę się z Malfoyem – powiedziała trochę zszokowana Ginny.
Szli tak pustymi korytarzami i już nie rozmawiali. Cisza ta jednak nie była krępująca, lubili swoje towarzystwo i nie przeszkadzał im brak tematów do rozmowy. Nagle Theo złapał rudowłosą za rękę i wsunął swoje palce pomiędzy jej. Dziewczyna, choć trochę zaskoczona, nie zabrała dłoni. Uśmiechnęła się lekko i spojrzała na Notta. Wyglądał tak, jakby chciał coś powiedzieć, ale bał się jej reakcji. Ginny postanowiła nie pytać go o to. Stwierdziła, że jak będzie chciał, to sam weźmie się w garść i jej to powie. Nie pomyliła się.
- Ginn słuchaj… Bo… chciałem ci powiedzieć… no… podobasz mi się od jakiegoś czasu… I chciałem spytać… mam u ciebie szanse? – Słowa z jego ust wypływały w tak zaskakująco szybkim tempie, że Rudowłosa miała problem ze zrozumieniem ich. Jednak po chwili namysłu odpowiedziała:
- No wiesz Theo…