niedziela, 19 maja 2013

Rozdział 11


Następnego dnia, Hermiona wychodząc z dormitorium poszła na śniadanie. Było dość wcześnie, jednak nie mogła spać. Praktycznie całą noc poświęciła na przemyślenia i nawet pomimo tego, że była wtedy wstawiona, pamiętała wszystko dokładnie. Nie mogła uwierzyć w to, co się wydarzyło. Miała wrażenie, że to był po prostu zwykły sen… z całkiem miłym zakończeniem. Idąc tak i myśląc nad wczorajszą imprezą, pociągnęła lekko nosem, bowiem zaczęła już odczuwać konsekwencje pamiętnego skoku do jeziora. Również nie dało się nie zwrócić uwagi na jej ogromne wory pod oczami i zmęczoną postawę. Była w tej chwili niczym więcej, jak wrakiem człowieka z porządnym kacem. Nie miała pojęcia jak zachowywać się teraz w stosunku do Malfoya, dlatego też postanowiła go ignorować. Jej głowy nie opuszczały jednak wątpliwości. Bała się, że gdy tylko wejdzie do Wielkiej Sali, wszyscy uczniowie zaczną się z niej śmiać. W końcu jaką miała pewność, że Ślizgon nie rozprzestrzenił jakichś fałszywych informacji o tym, co działo się nad jeziorem? Ten pocałunek… Co ją wtedy napadło? Jedyną nadzieją była nietrwała, ludzka pamięć. Pozostawało prosić Merlina o to, by Malfoy niczego nie pamiętał.
Już miała wejść do Sali, kiedy czyjeś silne ramiona obróciły ją o sto osiemdziesiąt stopni tak, że stała teraz twarzą w twarz z Blaise`m Zabinim.
- Czego chcesz? – Spytała lekko znudzonym i zmęczonym głosem Hermiona, ziewając krótko.
- Musisz mi pomóc. – Jej oczy natychmiast się otworzyły, a usta ułożyły w małą literkę „o”.
- Słucham?
- Słyszałaś.
- W czym JA mam pomóc TOBIE? Nie pomyliłeś osób? – Powiedziała trochę przytomniej.
- No raczej nie. Słuchaj… – Wziął ją za łokieć i pociągnął w inne miejsce tak, by nikt nie mógł podsłuchać ich rozmowy. Następnie opowiedział jej o zakładzie i prawdziwym pretekście do imprezy.
- Zwykłe dupki z was. Tyle. – Dobitnie skomentowała wypowiedź Blaise’a, który obrzucając Gryfonkę wściekłym spojrzeniem, kontynuował dalej.
- Powiedziałem o tym Ginny, bo chyba coś zrozumiałem. Ona ma to coś… z resztą nieważne. – Odchrząknął, po czym przeszedł do sedna. – Chodzi o to, że chcieliśmy, to znaczy, Ginny chciała zemścić się na Nott’cie, a ja miałem jej w tym pomóc. – Opowiedział jej o planie zemsty Ginny i o jego niezbyt szczęśliwym zakończeniu. Nie mógł nie wspomnieć również o tym, jaką odwagą i szlachetnością wykazał się, ratując ją. ( Cały Blaise, jak zwykle skromny x,x. – przyp. Aut. ) – No, a że ona teraz sobie smacznie śpi po wypiciu eliksiru nasennego, to postanowiłem wykonać to wszystko za nią.
- No dobra, ale nie rozumiem dwóch rzeczy. Po pierwsze, dlaczego mi o tym mówisz, a po drugie, do czego ci jestem potrzebna?
- Spokojnie, właśnie miałem ci to wyjaśnić. Jak tak dalej będziesz przerywać, to ta rozmowa szybko się nie zakończy. – Odpowiedział lekko zirytowany.
- Dobra, kontynuuj.
- Musisz mi pomóc w wyczarowaniu tego obłoku na środku Sali tak, żeby pokazywał obraz w dormitorium Nott’a i przy okazji jego reakcję, kiedy razem z Higgs’em się obudzą. – Na jego twarz wpłynął diabelski uśmiech. Hermiona była nim lekko przerażona.
- To nie będzie łatwe, ale postaram się. – Odpowiedziała. Czarnoskóry chłopak tylko skinął głową, odwracając się z zamiarem odejścia.
- Ekhem… – Odchrząknęła.
- Co? – Rzucił od niechcenia.
- Chyba o czymś zapomniałeś, Zabini. – Uśmiechnęła się perfidnie.
- Nie, raczej nie, a co?
- Zabini. – Upomniała go Hermiona.
- No co?
- Ty już dobrze wiesz co.
- Eee… no więc… no… ee… dz…dzięki. – Jąkał się i jąkał, ale w końcu udało mu się wypowiedzieć to, jakże trudne słowo.
- Tak lepiej. – Puściła mu oczko i odeszła, wchodząc do Wielkiej Sali. Zajęła miejsce przy stole i nałożyła sobie na talerz, jak zwykle, dwa tosty. Jadła je z apetytem, patrząc cały czas, niby od niechcenia, na stół Slytherin’u. W rzeczywistości jednak, czekała na jakikolwiek znak od Zabiniego. Za kilka minut do Wielkiej Sali weszła zaspana Ginny. Gdy tylko zajęła swoje miejsce obok Hermiony, Blaise kiwnął delikatnie głową w kierunku Brązowowłosej. Nauczycieli jeszcze nie było, więc dziewczyna nie czekając na nic, wyjęła różdżkę z kieszeni i szepnęła cicho:
- Obtestor nubem* - Po wypowiedzeniu tych dwóch, magicznych słów, na środku pomieszczenia pojawił się olbrzymi obłok, niczym mugolski ekran, w kształcie elipsy. Po kilku sekundach uczniowie zobaczyli w nim dormitorium. Zielono-srebrna kolorystyka wskazywała na to, że pokój należy do jakiegoś Ślizgona. Obraz był coraz bardziej ostry i w końcu, na pierwszym planie, dało się zobaczyć łóżko, a na nim dwóch śpiących chłopaków… w samych bokserkach. Jedne były w panterkę, a drugie – w serduszka. Ich właścicielami okazali się Nott i Higgs, którzy teraz niczego nieświadomi, spali na łóżku, nie wiedząc, że obserwuje ich każdy z uczniów Hogwartu. Po jakiejś minucie, Nott zaczął wybudzać się z długiego snu, uzyskanego dzięki zaklęciu. Powoli przeciągnął się na łóżku. Nagle jego ręka napotkała na swojej drodze coś twardego, a zarazem ciepłego, poruszającego się raz w górę, raz w dół. Nieświadomy, że właśnie dotknął brzucha swojego przyjaciela, przesuwał ręką po nieznanym mu kształcie, próbując wyczuć co to jest. Podrażniony czyimś dotykiem Higgs, również powoli wybudzał się ze snu. Oboje jednocześnie otworzyli oczy i odwrócili głowy w swoją stronę. Nie trzeba im było wyjaśnień. Obaj jak na komendę zerwali się z łóżka, wydając z siebie odgłosy szoku i ogromnego zdziwienia.
- Co ty tu do cholery robisz?! CZEMU SPAŁEŚ W MOIM ŁÓŻKU?!
- O TO SAMO MOGĘ ZAPYTAĆ CIEBIE! – Higgs nie mógł uwierzyć w to, co się teraz działo. Po tej jakże krótkiej i wymownej konwersacji, cała Wielka Sala jednocześnie wybuchła śmiechem. Jedni płakali ze śmiechu, inni tarzali się po podłodze, nie mogąc złapać oddechu. Hermiona nie wiedziała, czy się śmiać, czy płakać. To co teraz zobaczyła, nie zniknie z jej pamięci chyba do końca życia. Nie mogła już dłużej powstrzymywać śmiechu. Teraz, razem z resztą Wielkiej Sali, śmiała się w niebogłosy. Obrazujący poczynania Ślizgonów obłok, rozpłynął się w powietrzu, a uczniowie wciąż nie mogąc się uspokoić, powoli zasiadali na swoich miejscach, by wspólnie przeżywać widzianą przed chwilą scenę.
Dziewczyny ocierały łzy, które mimowolnie wypłynęły na ich policzki, pod wpływem śmiechu. Chłopcy zaś, trzymali się za brzuchy i łapczywie łapali w płuca powietrze. Hermiona spojrzała na Blaise’a, zanoszącego się śmiechem, on odwzajemnił jej spojrzenie, po czym uśmiechnął się szeroko i szczerze, co lekko ją zdziwiło. Dziewczyna pokiwała głową i roześmiała się pod nosem. „Ahh ten Blaise…” – Pomyślała i kontynuowała swoje śniadanie. Za około dziesięć minut do Wielkiej Sali wparowali Theodor, wraz z Terrence’em. Wszystkie oczy momentalnie skierowały się ku nim. Jakiś pierwszoroczniak nie wytrzymał i parsknął śmiechem, a jak to zazwyczaj bywa, w jego ślad poszła reszta zgromadzonych uczniów. Ślizgoni byli tak zdezorientowani, że zapomnieli jak się chodzi. Stali tak cały czas, z otworzonymi ze zdziwienia ustami, omiatając wzrokiem wszystkich, śmiejących się teraz w niebogłosy, uczniów Hogwartu, a przez myśl przeszło im, że wszyscy wiedzą, co wydarzyło się jeszcze kilkanaście minut temu. Nawet nie byli świadomi tego, że zgadli o co chodzi wszystkim Hogwartczykom. Wymieniając się oszołomionymi spojrzeniami, udali się do stołu Ślizgonów, by przekąsić co nieco, a przede wszystkim napić się czegoś, bo nie wiedzieli z jakiego powodu, ale strasznie ich suszyło i ogólnie czuli się jak na potężnym kacu.
- Co ty, usunąłeś im pamięć, czy jak? – Szepnął Malfoy do Zabiniego.
- Ee… no.. – Diabeł wyszczerzył się do przyjaciela, pokazując tym samym, jak dumny jest z tego, co zrobił.
- No ciebie do reszty… ehh... Co ta Wiewiórka z tobą robi…
- Nie wiem o czym mówisz, Smoku. – Uśmiechnął się sztucznie, po czym puszczając do niego oczko, nałożył sobie na talerz, kolejnego już tosta.
Dracon postanowił nie zajmować się tym dłużej, skupił się natomiast na myśleniu o pewnej Gryfonce, która poprzedniego wieczoru nie dość, że skoczyła w jego towarzystwie do zimnego jeziora, to jeszcze całowała się z nim. Uczyniła to z taką pasją i pożądaniem, że chłopak nie mógł o tym nie pamiętać. To był jedyny i niepowtarzalny pocałunek, nie pamiętał, by ktokolwiek, kiedykolwiek, całował go z takim zaangażowaniem. To działało również w drugą stronę. Blondyn także włożył w to całego siebie, wszystkie emocje i uczucia, jakie się w nim do tej pory ukrywały. Pewnie nie umknęło to uwadze Gryfonki. Co nimi kierowało w tamtym momencie? To pytanie cały czas zaprzątało mu głowę. Nie znał na nie odpowiedzi, chociaż bardzo chciał ją poznać. To dziwne uczucie narodziło się pomiędzy nimi w momencie, gdy uratował jej życie. Świadomość, że dziewczyna za chwilę roztrzaska się o skały, kilkaset metrów niżej, sprawiła, że coś w nim pękło. Jej twarz… wtedy pierwszy raz spojrzał w jej orzechowe oczy, tak bardzo przerażone. Każdy centymetr jej ciała mówił mu, jak bardzo pragnie żyć, jak bardzo boi się, że już niebawem pogrąży się w ciemności. Czuł, że jak nie złapie jej ręki i nie przeteleportuje ich wszystkich bezpiecznie do Hogwartu, to nie wybaczy sobie tego do końca życia. Teraz, nawet gdyby Granger uważała go za największego dupka na świecie, nie pożałowałby tego, co uczynił. Może jednak ten pocałunek nie był przypadkowy? Może coś znaczył? Może ktoś tam na górze zapisał tak w Wielkiej Księdze i to było już od dawna im przeznaczone? Tysiące pytań, a żadnej odpowiedzi… I choć ona była nadal tą samą dziewczyną, czarownicą mugolskiego pochodzenia, to ta przepaść stworzona przez wpajane mu poglądy o czystości krwi, z każdą chwilą stawała się coraz mniejsza. Nadal nie uznawał szlam i mugolaków, ani zdrajców krwi, ale to, że ona do tego grona należała, już dawno straciło na znaczeniu.
Blondyn jeszcze raz odtworzył sobie w myślach scenę ostatniego wieczoru, uśmiechając się pod nosem. Ciekawe, czy ona też myśli o tej sytuacji? Kolejne pytanie pozostawione bez odpowiedzi… Kolejna tajemnica…

******
Severus Snape przemierzał w ciszy korytarze wielkiego zamku, kierując się prosto do gabinetu dyrektora. Pokonując spiralne schody, wszedł do środka, najpierw zapukawszy.
- Dobry wieczór Severusie, co cię do mnie sprowadza? – Powitał go uprzejmie Dumbledore.
- Dobry wieczór Albusie. Bardzo ważna sprawa, przyjacielu. Bardzo ważna.
- Kontynuuj… – Zaciekawiony Dumbledore zachęcił Snape’a do mówienia.
- Widzisz, Albusie. Jakiś czas temu odbyłem rozmowę z Czarnym Panem. – Dyrektor usłyszawszy to zdanie zmrużył lekko oczy. – Otóż… Czarny Pan wyznaczył już pierwsze zadanie dla Dracona.
- I zapewne poinformował cię też, co Draco ma uczynić? – Odgadł staruszek.
- Tak… i właśnie o to w tym wszystkim chodzi… - Snape zawahał się przez chwilę. Nie potrafił poprawnie posklejać zdania.
- No dalej Severusie, wyduś to z siebie. – Powiedział przyjaźnie dyrektor.
- Czarny Pan… każe Draconowi… - Snape na chwilę przerwał swoją wypowiedź, jakby zastanawiał się, jak ująć w słowa kolejne zdanie. Odchrząknąwszy, powiedział – Voldemort dowiedział się o tym, że Draco uratował życie Hermionie. Nigdy nie spodziewałby się, że arystokrata, syn tak cenionego przez Riddle’a śmierciożercy, uratuje życie jakiejś zwykłej, nic nie wartej… szlamie. Każe mu więc w pierwszej kolejności zabić jej rodziców, którzy są dla niej wszystkim, bo podejrzewa, że Draconowi zależy na Hermionie i chce go sprawdzić. Jeśli się wykaże – przeżyje, jeśli nie… Voldemort będzie torturował Narcyzę na jego oczach, następnie uśmiercając samego chłopaka…, bo doskonale wie, ile znaczy dla niego jego matka. - Dyrektor był w szoku. Zmarszczył brwi i wstał z dużego, skórzanego fotela, podchodząc do okna.
- Nie możemy tak tego zostawić. Ile chłopak ma czasu na wykonanie zadania?
- W ferie ma zostać oficjalnie przyjęty do grona Śmierciożerców i to pewnie wtedy Voldemort przekaże mu co ma zrobić. Zakładam, że Czarny Pan da mu na to nie więcej, niż półtora miesiąca od powrotu do szkoły po zimowej przerwie.
- Dobrze… Jest koniec października, mamy więc jeszcze trochę czasu. Wymyślimy coś. Na pewno coś wymyślimy… - Powiedział, pogrążony we własnych myślach dyrektor. Następnie po krótkiej wymianie zdań, pożegnał Snape’a i usiadł z powrotem na dużym, wygodnym fotelu, odcinając się od rzeczywistości, skupiając się tylko i wyłącznie na zadaniu powierzonemu Draconowi.

******
Diabeł szedł właśnie korytarzem, kierując się na Eliksiry. Nagle ktoś zaatakował go od tyłu, wskakując mu na plecy i ściskając mocno za szyję. Tym kimś okazała się być Ginny. Uczniowie będący wtedy na korytarzu, spojrzeli się na nią jak na idiotkę, która przed chwilą wyszła z domu wariatów.
- Dziękuję! Dziękuję, że to zrobiłeś! Mam u ciebie dług! – Krzyczała i śmiała się na przemian. Blaise zadowolony i rozbawiony jej zachowaniem, zrzucił ją sobie z pleców, po czym łapiąc za talię, przysunął do siebie, namiętnie całując.
- Nie ma za co, skarbie. A o tym długu to jeszcze pomyślimy. – Puścił jej oczko, dwuznacznie się uśmiechając.
- Oj Diabełku, Diabełku, a ty tylko o jednym. – Pokręciła głową, głaszcząc jego policzek. Żeby to zrobić, musiała stanąć na palcach, a i tak jeszcze nie do końca dosięgała do jego twarzy. Bowiem, gdy rozdawano wzrost, ona stała w kolejce po rudą farbę do włosów.
- Przy tobie nie da się myśleć o niczym innym. – Mruknął jej do ucha tak, że dziewczyna momentalnie się zaczerwieniła.
- Jakiś ty słodki. – Odpowiedziała i całując go krótko na pożegnanie, podążyła na zajęcia.

******
Dzień minął jej dość szybko. Szybciej, niż się tego spodziewała. Cieszyła się z tego, ponieważ została niecała godzina do jej spotkania z Harrym. Była tym tak podekscytowana, że zamiast chodzić, skakała po pokoju, podśpiewując wesoło. Koleżanki, z którymi dzieliła dormitorium, ani trochę jej nie poznawały.
- Pansy, czy ty się, aby na pewno dobrze czujesz?
- Tak! A nie widać?
- Widać… Aż za bardzo…
- Ej, masz jakiś problem z tym, że w końcu jestem szczęśliwa? – Odpowiedziała już chłodniej dziewczyna.
- Ależ skąd. – Burknęła na to druga Ślizgonka.
- Tak też myślę. – Uśmiechnęła się perfidnie. Gotowa i ładnie umalowana wyszła z pokoju, nawet nie oglądając się za siebie. Trochę podenerwowana przemierzała korytarze Hogwartu, zmierzając nad jezioro, gdzie czekał na nią Harry. Sytuacja była dość niezręczna, bowiem nadal nie do końca wiedzieli, jak mają się zachowywać w swoim towarzystwie. Przywitali się nieśmiałym „Cześć” i stanęli w rozsądnej odległości od siebie. Harry nie mogąc już dłużej wytrzymać tej nieprzyjemnej ciszy, coraz bardziej wyczuwalnej między nimi, zaproponował:
- Może się przejdziemy?
- Chętnie. – Odpowiedziała, uśmiechając się nieśmiało. Chłopak mocno zdziwił się jej zachowaniem. Zawsze opryskliwa, arogancka i pyskata Ślizgonka, teraz zmieniła się w skromną i nieśmiałą dziewczynę, która wyglądała w tej chwili na lekko skrępowaną.
Szli przed siebie, ramię w ramię, gdy Harry zdecydował się na nieco odważniejszy krok. Delikatnie wsunął swoją dłoń, w dłoń dziewczyny, ze zdenerwowaniem czekając na jej reakcję. Pansy nie cofnęła ręki, tylko umocniła uścisk. Podobało jej się, że chłopak przejął inicjatywę i odważył się zrobić pierwszy krok. Harry był bardzo delikatnym i wrażliwym młodzieńcem, mimo pozorów przez niego stwarzanych. Współczuła mu, że to właśnie on został Wybrańcem. Kiedyś będzie musiał stoczyć walkę, z jednym z najpotężniejszych czarodziei świata. Nie chciała, by zginął w tej Bitwie…
- O czym myślisz? – Zagadnął ją chłopak.
- O wszystkim. O Hogwarcie, o Bitwie i o tym jak ona się może skończyć… - Odpowiedziała szczerze, jeszcze trochę zadumana, Ślizgonka.
- Bitwa… tak… już niedługo każdy z nas będzie musiał walczyć o swoje rodziny, miłość.. o Hogwart. – Powiedział zamyślony.
- Chciałabym, żeby udało ci się pokonać Voldemorta. Jestem z tobą, Harry. Pamiętaj o tym. Wbrew wszystkiemu i mimo wszystko. – Zatrzymała się i odwróciła w stronę chłopaka. Czarnowłosy zrobił to samo. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, po czym nieco skrępowana, przytuliła się do Zielonookiego.
- Nie masz pojęcia, ile na ciebie czekałem, Pansy…
******
Hermiona wychodziła właśnie z biblioteki, niosąc ze sobą pokaźną stertę książek. Była tak duża, że dziewczyna nie dawała rady jej nieść. Nagle ręce odmówiły jej posłuszeństwa i opasłe tomy, spadły prosto na zimną posadzkę Hogwartu. Kucnęła i zaczęła podnosić książki. Zebrała już wszystkie, poza jedną, najbardziej jej potrzebną. Księga uniosła się w powietrze i trafiła prosto w ręce pewnego Ślizgona, który stał teraz oparty o ścianę, z ironicznym uśmieszkiem na twarzy. „A więc wszystko wraca do normy? Ok. Sam tego chciałeś.” - Pomyślała Hermiona, podnosząc się i odgarniając włosy do tyłu. Spojrzała wściekła na blondyna.
- Oddaj to Malfoy. – Warknęła.
- Niby czemu miałbym ci to oddać? Mi też jest potrzebna ta książka. – Był z siebie ogromnie zadowolony, że udało mu się wkurzyć Gryfonkę.
- To idź i sobie wypożycz drugą.
- A jaką masz pewność, że są dwa takie same egzemplarze?
- Dużą, Malfoy. – Podeszła do niego z zamiarem zabrania książki, ale chłopak odgadnąwszy jej plany, uniósł ją wysoko tak, że Gryfonka do niej nie dosięgała.
- Skacz, skacz, Granger. – Posłał jej jeden z najbardziej Ślizgońskich i ironicznych uśmiechów, jakie istniały. Doskonale wiedział, że Gryfonka jest od niego dużo niższa i perfidnie to wykorzystywał.
- Co ty sobie wyobrażasz Malfoy? Myślisz, że możesz tak tu sobie po prostu przyjść i zabrać mi książkę, której teraz najbardziej potrzebuje? – Syknęła.
- Tak, Granger. Dokładnie. Rozszyfrowałaś mnie.
- Wsadź ją sobie gdzieś, poradzę sobie bez niej. – Powiedziała z nienawiścią i wyminęła go, idąc do dormitorium. Blondyn się tego nie spodziewał. Myślał, że Gryfonka zacznie się na niego drzeć, żeby oddał jej tę głupią książkę, ona jednak tak po prostu odpuściła. To nie leżało w jej naturze.
- Czyli wracamy do szarej rzeczywistości… - Powiedział do siebie, po czym odwrócił się i podążył do Pokoju Wspólnego Ślizgonów.
******
Ginny spacerowała po korytarzach Hogwartu. Lubiła przechadzać się tak w wolnej chwili. Uspokajało ją to. Mogła pogrążyć się wtedy w swoich myślach, marząc i dumając nad przeszłością i przyszłością. Weasleyka zawsze była typem marzyciela, lubiła „gdybać”. Z zamyśleń wyrwał ją krótki pisk radości. Wychodząc zza korytarza, dostrzegła jakąś Ślizgonkę z szóstego roku, wtulającą się w najlepsze w Blaise’a. Nie mogła w to uwierzyć! Jak on mógł jej na to pozwolić?! Zabini dostrzegł Gryfonkę i od razu odsunął się, od wtulającej się w niego dziewczyny.
- Ginny, poczekaj! – Zawołał za nią, lecz Rudowłosej już tam nie było. Biegła teraz w stronę wieży Gryffindoru, a po policzkach spływały jej łzy. Przebiegła przez Pokój Wspólny i zamknęła się w dormitorium. Na szczęście nie było w nim nikogo. Rzuciła się na łóżko i już nie powstrzymywała łez. Po kilku minutach cała poduszka była mokra od słonych kropel, a ich właścicielka powoli się uspokajała. Nagle usłyszała pukanie do drzwi. Przetarła oczy i podniosła się, by otworzyć. Przed drzwiami zobaczyła ogromny bukiet konwalii, a za nim, stojącego Blaise’a. Już otwierała usta, by coś powiedzieć, ale chłopak jej przerwał.
- Zanim mi przerwiesz, posłuchaj.
- Masz minutę. – Chłopak na te słowa uklęknął i wystawił przed siebie dłoń z bukietem. Ginny nie wiedziała co powiedzieć. To, co potem usłyszała, odebrało jej mowę.
- Ruda Wiewiórko, jesteś niczym skowronek na niebie,
Dlatego chcę być zawsze, ale to zawsze obok ciebie.
Wypełniasz mą duszę po brzegi szczęściem,
Tę próbę uznam za udane podejście.
Więc chyba musisz mi przyznać, że dałem radę skraść twoje serce,
Bądź zawsze ze mną, nie odchodź nigdy więcej.
Musisz wiedzieć, że dniami i nocami o tobie śnię,
A wiesz czemu? Bo chyba zakochałem się.
Nie mogę jeść, spać, ani pić,
Moja mała Wiewiórko… czy zgodzisz się ze mną być?
- Ja…
____________________________
Obtestor nubem - ( wyczaruj obłok ) słowo wzięte z języka łacińskiego.

Jest jedenastka!
Przepraszam, że musieliście tyle czekać, jednak ja sama miałam mało czasu, a także moja Beta była na małym urlopie :))
Mam nadzieję, że notka się Wam spodoba. Wiem, wiem. Obiecałam, że nie będzie słodko, jednak musiałam napisać jakieś zakończenie tych wszystkich wrażeń z imprezy :))
Rozdział ze specjalną dedykacją dla Madeline - za miłe i ciekawe rozmowy na GG :D
Również chciałam podziękować Wam, za to, że jesteście, że komentujecie i że czytacie :))
Pozdrawiam Was serdecznie.
Shadii. :))

sobota, 4 maja 2013

Rozdział 10


Zawsze opanowany i oschły chłopak, teraz śmiał się w najlepsze, nie zważając na nic.

- Granger, nie rób takiej miny, bo jeszcze trochę i nie wytrzymam. – Powiedział, krztusząc się ze śmiechu.

- Nie zgadzam się! – Wykrzyczała Gryfonka.

- Zakład to zakład, nie masz wyboru, kochanie. – droczył się z nią, śmiejąc się jak chyba jeszcze nigdy.

- Jeszcze trochę mnie podenerwujesz, to cię będą musieli zeskrobywać z podłogi! KOCHANIE. – wysyczała. Malfoy momentalnie przestał się śmiać, a jego prawa brew uniosła się w pytającym geście.
- Grozisz, czy obiecujesz? – zapytał z dwuznacznym uśmieszkiem na ustach.

- Ty zboczeńcu jeden! Tobie tylko jedno w głowie! – Wykrzyczała Hermiona, nie zważając na turlającego się ze śmiechu Dracona. - Co się tak gapisz? – powiedziała po chwili, zrezygnowanym głosem, siadając z powrotem na zieloną, dwuosobową kanapę. – Żenada… po prostu żenada. - Na jej nieszczęście w całym Pokoju Wspólnym rozbrzmiała teraz namiętna, idealna do takiego tańca, piosenka.<-- kliknij :)

- Dawaj Granger, udowodnij, że umiesz tańczyć. – Malfoy wypowiedziawszy te słowa, wstał z kanapy i wyszedł na parkiet, zatrzymując się dokładnie na jego środku, odwracając się w stronę Gryfonki i mierząc ją ciekawym oraz lekko rozbawionym spojrzeniem. Następnie niemo przekazał jej słowa, poruszając tylko ustami:

- Chodź tu i pokaż co potrafisz, KOCHANIE. – Wkurzona dziewczyna, machinalnie wstała z kanapy i pełnym pożądania krokiem ruszyła w stronę Malfoya, słodko odgarniając włosy do tyłu i lekko przegryzając wargę. Postanowiła w pełni wykorzystać swoje umiejętności, nie oszczędzając przy tym widoku Malfoyowi i przy okazji innym uczniom będącym na imprezie. Cały czas patrzyła mu w oczy. Wszyscy inni uczestnicy, nie wiedząc co się dzieje, zerkali zaskoczeni to na brązowowłosą, to na blondyna, odsuwając się i robiąc przejście Gryfonce tak, że powstała wąska ścieżka, prowadząca dziewczynę prosto do Dracona. Hermiona doszedłszy do niego, okrążyła chłopaka, następnie stając przed nim, sprawnie rozpięła kilka guzików jego koszuli, po czym złapała za nią, przyciągając go do siebie i wdychając kojący zapach jego perfum, które tak bardzo lubiła. Jej zmysłowe ruchy sprawiły, że chłopakowi mimowolnie otworzyły się usta. Nigdy nie widział żadnej dziewczyny, która by tak pięknie tańczyła. Zrobiła na nim ogromne wrażenie. Wodził za nią rozmarzonym wzrokiem, starając się zapamiętać każdy jej ruch. Jej piękne, długie nogi, tylko przyciągały wzrok, gdy je zginała, by zniżyć się lekko. Błądziła palcem od swoich ust, przez szyję i biust, lekko obnażając na chwilę duże piersi, aż po swoje uda, nie spuszczając pełnego pożądania wzroku, z Dracona. Widząc jego reakcję, postanowiła posunąć się o krok dalej i wzbudzić w nim płomień zazdrości. Podeszła do jednego ze Ślizgonów i obróciwszy się do niego tyłem, zaczęła ocierać się ciałem o jego klatkę piersiową, wciąż patrząc się w oczy Malfoyowi. Ten jak na zawołanie znalazł się przy niej, przyciągając do siebie, miażdżąc jednocześnie zszokowanego całą tą sytuacją chłopaka, morderczym spojrzeniem. Hermiona obróciła się do niego plecami i trzymając się jego bioder, zniżała się w dół, cały czas utrzymując z nim kontakt fizyczny. Gdy zbliżyła się do podłogi, chłopak złapał ją za ramiona i stanowczym ruchem podniósł do góry, obracając z powrotem do siebie. Następnie położywszy jedną rękę na jej talii, a drugą na udzie, wygiął ją do tyłu, sam nachylając się nad nią i dotykając swoimi ustami jej szyi. Dziewczyna westchnęła i otarła się o niego biodrami. Draco uniósł ją tak, że ich twarze dzieliły jedynie milimetry. Gryfonka włożyła mu dłoń pod koszulę i kierując się w górę do jego platynowoblond włosów, przyciągnęła jego twarz do swojej szyi, odchylając jednocześnie w bok głowę i omiatając spojrzeniem przypatrujących się im uczestników imprezy. Każda twarz wyrażała teraz wielkie zdumienie, mieszające się z aurą namiętności i pożądania, unoszącą się teraz w pomieszczeniu. Cała męska część oddałaby wiele, by być na miejscu Dracona, tak jak damska zrobiłaby dosłownie wszystko, by zamienić się miejscem z Gryfonką. Jednak im pozostało jedynie obserwowanie magicznego tańca tej dwójki, która nie zważając na nic innego, skupiła się tylko na sobie. Hermiona odsunęła się w końcu od chłopaka, wyczarowując na środku sali krzesło, które pojawiło się tuż za nim i zgrabnymi ruchami podeszła do niego, popychając go lekko na nie. Chłopak poddając się jej opadł na krzesło, nie spuszczając z niej wzroku, ani na chwilę. Odgarnęła włosy do tyłu zniżając się coraz bardziej. Jej talia falowała w rytm powolnej, namiętnej muzyki. Zapomniała o otaczających ją ludziach, liczył się tylko on. Patrząc mu w oczy, zbliżyła się do niego kocimi ruchami i usiadła na kolanach. Zmniejszyła odległość pomiędzy ich twarzami, nie przestając się poruszać i wyszeptała mu do ucha: 

-Podoba ci się to co widzisz? – Draco, niezdolny wyjąkać żadnego słowa, spojrzał tylko na nią pożądliwym wzrokiem, jednocześnie kładąc ręce na jej biodrach. Hermiona zrzuciła je, podnosząc się i odchodząc powoli, z wyraźnym wyzwaniem wypisanym w jej oczach. Blondyn nie chcąc jej na to pozwolić, rzucił się za nią, jednak zanim zdążył wykonać jakikolwiek ruch, z powrotem znalazł się na krześle z przywiązanymi do oparcia rękami, co tylko wznieciło jego pożądanie wobec Gryfonki. Zupełnie nagle wzrosła w nim chęć dotknięcia jej. Pragnął tego, choć nie mógł niczego zrobić. Hermiona z satysfakcją oglądała rosnącą frustrację u Malfoya. W końcu to on był na jej łasce. To do niej należała cała władza, ona rządziła i uwodziła, decydując na co może mu pozwolić i bardzo spodobał jej się taki układ. Odchyliła głowę w tył, zniżając się coraz bardziej, błądząc jednocześnie dłońmi po swoim ciele. Spojrzała na blondyna, widząc w jego oczach tylko pożądanie i desperację. Tak bardzo chciał jej dotknąć, a nie mógł. Tak bardzo jej w tym momencie pragnął... Hermiona podeszła do niego, nie zatrzymując się przed nim, tylko okrążając go, stając za krzesłem i przesuwając przy tym palcem po jego twarzy. Będąc za nim, położyła mu rękę na piersi, zsuwając ją coraz niżej, jednocześnie szeptając mu do ucha:

- Zastanów się dwa razy Malfoy, zanim wypowiesz swoją kolejną prośbę. Roznieciłeś ogień i tak łatwo go już nie ugasisz… - po czym obróciła się wokół własnej osi, siadając mu z powrotem na kolanach. Tego było za dużo dla rozpalonego blondyna. Przysunął swoją twarz do jej, by ją pocałować, jednak ona nie pozwoliła mu na to, kładąc rękę na jego piersi i cofając go w tył. Po chwili jednak zbliżyła się do niego, napierając całym swoim ciałem. Przesunęła palcem po swoich wargach, następnie dotykając nim jego ust. Patrzyli sobie głęboko w oczy, ciesząc się ze swojej bliskości. Z letargu, w jakim się znaleźli, obudziły ich gromkie brawa, które rozbrzmiały w Pokoju Wspólnym. Dopiero teraz zdali sobie sprawę, że piosenka lecąca w tle dobiegła końca.
Hermiona wstała z kolan blondyna z lekkim uśmieszkiem, lecz on nawet się nie poruszył. Próbował poukładać wszystkie myśli, których teraz miał tysiące. Bezsprzecznie ta dziewczyna wygrała zakład, jednak nie mógł się do tego przyznać. Opanowując się, wstał z krzesła i podszedł do niej. Jeszcze raz spojrzał jej w oczy, ledwie się powstrzymując, by się na nią nie rzucić. Następnie wypowiedział te, tak długo wyczekiwane przez Gryfonkę i jakże szokujące dla niej i reszty, słowa:
- No, no, Granger. Pewnie dałabyś radę uwieść któregoś z tych napalonych idiotów, śliniących się teraz do ciebie, ale jak dla mnie, to za mało. – Na jego twarz wpełzł ten ironiczny, ślizgoński uśmieszek, który spowodował u Gryfonki niemałe oburzenie.
- No tak, bo ty przecież masz za mało odwagi, by przyznać się, że zrobiłam na tobie wrażenie. – odbiła pałeczkę.
- Nie pozwalaj sobie, Granger, ale jeśli tak bardzo chcesz, to możemy to powtórzyć. Tylko postaraj się bardziej, jeśli chcesz chociaż trochę zmienić moje zdanie na temat twojego, hmm… amatorskiego tańca. Widzisz, bo twoim zadaniem było uwiedzenie mnie, a nie podniecenie, a wierz mi, że jednym tańcem tego nie zrobisz. – Cieszył się, widząc totalne zaskoczenie na twarzy Gryfonki. - Panna-Wiem-To-wszystko-Granger po raz pierwszy nie zrozumiała polecenia. – droczył się z nią.
- Jeszcze raz tak do mnie powiesz, a obiecuję Ci, że będziesz zbierał zęby z podłogi. Zrobię wszystko, żebyś pożałował swojej decyzji. A jak się uprę, potrafię osiągnąć swój cel. – Powiedziała Brązowowłosa z zaciętą miną. Draco nie dał po sobie tego poznać, ale był pod dużym wrażeniem słów, które usłyszał. Nie spodziewał się, że będzie stać tę dziewczynę, by dalej ciągnąć tę zabawę, ale chyba jej nie doceniał…
- A tak zmieniając temat, to co tam było w ramach twojej wygranej?
- „Będziesz wykonywać wszystkie moje polecenia przez jeden dzień.” – zacytował. – Ahh, to będą udane dwadzieścia cztery godziny. – Skomentował, uśmiechając się szelmowsko.
******
Ginny, choć poinformowana o zakładzie jej przyjaciółki z Malfoyem, stała osłupiała z otwartą szeroko buzią, nie mogąc wypowiedzieć ani słowa. To, co przed chwilą zobaczyła, przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Nigdy, ale to przenigdy, nie spodziewałaby się, że ta oto cicha, porządna dziewczyna, zatańczy w taki sposób. Ruda nie miała bladego pojęcia o umiejętnościach Hermiony. To, co zobaczyła, zbiło ją z nóg. Dopiero lekkie szturchnięcie w żebra, pomogło wyrwać się jej z osłupienia. Zamykając na chwilę oczy, pokręciła głową, jakby próbowała się pozbyć jakichś myśli. W rzeczywistości jednak, nadal była w lekkim szoku.
- Ej, Ginny, może ty też tak dla mnie zatańczysz? – powiedział z lubieżnym uśmiechem Nott, oblizując wargi. Dziewczynie zrobiło się niedobrze, więc ledwie powstrzymała się od odruchu wymiotnego. Blaise, który cały czas obserwował Gryfonkę, parsknął cicho śmiechem.
- Coś nie tak powiedziałem? – spytał Theodor, widząc minę swojej dziewczyny.
- Ależ skąd, Theo. Idziemy tańczyć? – Zmieniła szybko temat. Na jej szczęście, Nott pozwolił na zmianę tematu i razem podążyli na parkiet. Tańczyli tak kilka piosenek. Ginny już nie mogła znieść mocnego i przyprawiającego o ból głowy, zapachu perfum chłopaka. Dzielnie jednak wytrzymała, nawet podczas wolnego tańca, kiedy to Ślizgon zaczął błądzić po jej ciele swoimi dłońmi, zjeżdżając coraz niżej. Nie spodobało się to, ani jej, ani siedzącemu przy barze Blaise’owi, który cały czas obserwował tańczącą parę. Ginny jednak postanowiła przemilczeć tą, jakże nieudaną próbę przystawienia się do niej. Znosiła to tylko ze względu na jej późniejszą zemstę. Na samą myśl o tym, na jej twarz wpełzł przebiegły uśmiech, którego nie powstydziłby się nawet Voldemort. Gdy piosenka dobiegała końca, Nott odsunął się od Gryfonki, łapiąc ją za rękę i szepcząc na ucho:
- Dobrze się bawisz w moim towarzystwie? – wymruczał namiętnie.
- Oczywiście, że tak, skarbie. – odpowiedziała mu lubieżnie przegryzając wargi, co jeszcze zwiększyło podniecenie chłopaka.
- To może zostawimy tych wszystkich sztywniaków i pójdziemy do mojego dormitorium, żebyś mogła się mną dłużej nacieszyć? – Spytał, całując ją.
- Z wielką chęcią. – Ruda odwzajemniła pocałunek, na co Ślizgon tylko mruknął pożądliwie.
Ginny wypowiadając te słowa, myślała tylko o zemście „Ten dupek mnie popamięta, odechce mu się zakładów, już ja o to zadbam” – planowała. Doszedłszy do drzwi, Ślizgon przepuścił dziewczynę pierwszą. Gryfonka usiadła na wielkim łożu z ciemnobrązowego drewna, z zieloną narzutą z wyszytym srebrnym wężem i srebrnymi poduszkami. Cały pokój był w kolorach Slytherin’u, dopełniany panelami i drewnianymi meblami o ciemnobrązowym kolorze. Szmaragdowy, duży dywan dodawał uroku temu miejscu, jednak ciemna kolorystyka sprawiała wrażenie lekko mrocznej i tajemniczej. Jedynym światłem, wypełniającym pomieszczenie był blask ogniska, którego płomienie wesoło trzaskały w kominku. Ginny, gdyby nie to, kto był właścicielem tego pokoju, pewnie polubiłaby owe dormitorium. Jednak brakowało tu trochę kobiecej ręki. Kilka fotografii nad kominkiem, trochę ciekawych obrazów na ścianie ze srebrnym obramowaniem. To wszystko dopełniałoby całość, sprawiając, że wnętrze stałoby się bardziej przytulne. Ale to w końcu było dormitorium Ślizgona. Mając na względzie ten fakt, nie można było spodziewać się, że będzie ono przytulne, ciepłe i jasne. To nie Gryffindor.
- To jak, śliczna, gotowa na małą zabawę? – zapytał podniecony chłopak.
- Będę, jeśli nalejesz nam Ognistej. – Puściła mu oczko.
- Już się robi. – Podszedł do barku i wyjął dwie szklanki oraz butelkę najlepszej Whisky, jaka istniała. Wypełnił je bursztynowym płynem, podając przy tym jedną szklankę Gryfonce.
- Cholera. Theo? – dziewczyna, podczas gdy Ślizgon się odwrócił, wylała na siebie połowę zawartości naczynia.
- Tak? Co się… ołł. – Skomentował, gdy zobaczył mokrą sukienkę Ginny.
- Mógłbyś mi przynieść jakiś ręcznik, albo twoją koszulę? Byłabym wdzięczna.
- Pewnie skarbie, już lecę. – Powiedział i wyszedł z pokoju, wchodząc do łazienki. Ginny korzystając z okazji, za pomocą zaklęcia sprowadziła ze swojego pokoju eliksir nasenny i wlała całą zawartość małej buteleczki do szklanki Theo. Po takiej dawce powinien spać przez dobrych kilka godzin. Pozbywając się pustego flakonika, usiadła z powrotem na swoje miejsce, czekając na chłopaka. Po chwili wyszedł on z łazienki i rzucił w jej stronę ładną, sięgającą jej do ud koszulę, koloru oceanu w pogodny dzień. Dziewczyna przebrawszy się, wzięła swoją szklankę i wzniosła razem z Nott’em toast, czekając aż chłopak w końcu zaśnie. Siedzieli tak już dłuższy czas, jednak Ślizgon wciąż był w pełni przytomny, za to z nią zaczęło się dziać coś niedobrego. Jej powieki stały się ciężkie. Zanim je zamknęła zobaczyła tylko wredny, lisi uśmiech na twarzy chłopaka, po czym zasnęła, wypowiadając dwa ostatnie słowa:
- Ty chamie…
******
Blaise, zgodnie z planem, zajął się Higgs’em. Dosiadł się do niego przy barze, chwilę rozmawiając, po czym dyskretnie wyciągnął różdżkę i traktując Terrence’a zaklęciem, powalił na ziemię. Wszyscy od razu spojrzeli na nieprzytomnego Ślizgona. Blaise, używając zaklęcia Wingardium Leviosa, przeniósł go do dormitorium, w którym urzędowali Ginny z Nott’em, tłumacząc przy okazji uczestnikom imprezy, że jego „przyjaciel” za dużo wypił. Wszyscy, uspokojeni wytłumaczeniem Ślizgona, wrócili do zabawy. Zabini wszedł do dormitorium i gdy tylko spojrzał w kierunku łóżka, stanął jak wryty, zapominając o ciele Higgs’a, które teraz bezwładnie spadło na podłogę, uderzając o nią z głośnym hukiem. Jednak chłopak nie przejął się tym, tylko od razu podbiegł do łóżka, odciągając wpół rozebranego Nott’a od nieprzytomnej dziewczyny.
- Co tu się do cholery jasnej dzieje?! Co ty jej robisz debilu?!
- Co cię to obchodzi? I to chyba ja powinienem zapytać ciebie, co ty robisz Higgs’owi!
- Nie interesuj się kretynie! Zostaw Wiewiórkę w spokoju, ocipiałeś?! Zgwałcić ją chcesz?!
- Nie twój zasrany interes Zabini, wypieprzaj stąd póki… - nie zdążył dokończyć zdania, bo Blaise potraktował go zaklęciem. Chłopak osunął się na ziemię, więc Blaise momentalnie podbiegł do Ginny. Leżała nieprzytomna i całkowicie rozebrana na łóżku. Była taka drobna i bezbronna. Nie zastanawiając się dłużej, Blaise zdjął swoją koszulę, otulając nią dziewczynę tak, żeby zakryć jej ciało jak najbardziej. Chłopak postanowił wykonać plan sam, bez pomocy Weasley. Ci dwaj idioci na to zasłużyli. Przekładając nieprzytomną dziewczynę na kanapę, przeniósł, za pomocą zaklęcia, dwa ciała śpiących chłopaków, układając ich na łóżku tak, że teraz leżeli przytuleni do siebie jak zakochana para, chcąca zostać ze sobą na zawsze. Pozostawiając ich w samych bokserkach, zajął się Ginny. Wziął ją na ręce i wyszedł z pokoju, nie patrząc na imprezowiczów. Widok ten musiał być dość dziwny, omijając nawet fakt, że ŚLIZGON niósł GRYFONKĘ. Blaise był bez koszuli, a w jego umięśniony tors, wtulona była drobniutka postać rudej dziewczyny, okrytej tylko jego koszulą. Wszystkie oczy skierowały się ku nim. Czarnoskóry chłopak, nie zwracał uwagi na zdziwione spojrzenia. Szybko i sprawnie przeniósł Gryfonkę do jego dormitorium, które, dzięki swoim znajomościom, miał tylko i wyłącznie dla siebie. Ułożył dziewczynę na łóżku i przykrył kołdrą. Sam, ze względu na późną porę i zmęczenie, jakie dopadło go po przeżyciu całego dnia, ułożył się na niewygodnej kanapie, stojącej po drugiej stronie pokoju i zasnął śniąc o pewnej rudej, niskiej, pięknej dziewczynie…
******
Platynowy blondyn i brązowowłosa Gryfona, siedzieli teraz wspólnie przy barku, pijąc wciąż więcej i więcej. Byli już na tyle wstawieni, że do głowy zaczęły im przychodzić głupie i niedorzeczne pomysły. Śmiali się z siebie nawzajem, pijąc w zastraszającym tempie zawartość swoich szklanek.
- Może skoczymy do jeziora? – Zaproponował chłopak. Hermiona słysząc tę propozycję, wybuchła niepohamowanym śmiechem, który tak bardzo uwielbiał Ślizgon.
- No ty chyba śnisz. Może i jestem nachlana, ale nie głupia.
- Tchórzysz?
- Ja? Nigdy.
- To jak, idziemy?
- W sumie to jest mi trochę gorąco…
- No i co dalej?
- No i tu jest tłoczno…
- No i?
- No i może być fajnie… - Zastanawiała się na głos Gryfonka. Porządnie już wstawiona dziewczyna, nie myślała logicznie.
- Nooo, powiedz coś! – Popędzał ją blondyn.
- Dobra, idziemy. – Powiedziała z wielkim uśmiechem na twarzy, łapiąc blondyna za rękę i ciągnąc go w stronę drzwi wyjściowych. Wychodząc z zamku, ruszyli biegiem w stronę jeziora. Rozpędzając się do granic możliwości, ciągle trzymając się za ręce, wbiegli na pomost i odbijając się od niego, wskoczyli do wody, drąc się w niebogłosy.
- NA BOMBEEEEEEE!!!! – Wrzasnęli jednocześnie, uderzając ciałami o taflę wody. Zanurkowali, wytwarzając ogromny plusk. Po kilku sekundach, z jeziora wychyliła się głowa Hermiony. Gryfona, kręciła się wokół własnej osi, szukając Ślizgona, lecz nigdzie nie mogła go dostrzec. Zaniepokojona tym faktem, wołała go, drąc się na całe gardło, jednak chłopak przepadł. Nagle coś złapało ją za nogi i z całej siły pociągnęło w głębiny akwenu. Po krótkiej szarpaninie udało jej się wyrwać i ponownie wypłynąć na powierzchnię. Przecierając twarz dłońmi i zabierając włosy z twarzy, otworzyła oczy i zobaczyła śmiejącego się z niej chłopaka. Domyślając się, że to on jest sprawcą jej podtopienia, w akcie zemsty, chlapnęła mu wodą w twarz. Ślizgon momentalnie przestał się śmiać, mierząc ją surowym spojrzeniem. O to jej właśnie chodziło. Wyszczerzyła się do niego najpiękniej jak umiała, co tylko jeszcze bardziej rozjuszyło Dracona. Chłopak odwdzięczył się jej pięknym za nadobne, chlapiąc Gryfonkę dwa razy mocniej, ale ona nie pozostawała mu dłużna. Chlapali się tak, śmiejąc się z siebie, przez dobre kilka minut, gdy Gryfonka zaczęła czuć, że odmarzają jej nogi.
- Zimno ci? – Zapytał blondyn. Zdziwiona jego troską dziewczyna, odpowiedziała tylko poprzez kilkakrotne pokiwanie głową. Nie czekając dłużej, oboje wyszli na brzeg, a blondyn zdjąwszy swoją mokrą koszulę, która teraz dość mocno eksponowała jego umięśnioną klatę, przetransmutował ją w ciepły, gruby koc, owijając nim trzęsącą się z zimna Gryfonkę. Spojrzała na niego wdzięcznym wzrokiem i uśmiechnęła się lekko. Chłopak właściwie nie wiedział, dlaczego to robił. Miał taki kaprys, nic więcej – tak właśnie tłumaczył to sobie w myślach. Stanie tak, bez koszuli, w zimną, wietrzną, jesienną noc, nie było dobrym pomysłem. Dracona momentalnie ogarnęły drgawki. Hermiona widząc to, rozchyliła lekko ręce, razem z kocem, w zapraszającym geście, sugerując mu tym samym, by przytulił się do niej. Prawa brew Malfoya, uniesiona teraz ku górze, sugerowała, że chłopak był zszokowany zachowaniem Gryfonki.
- No co tak stoisz? Chodź tutaj, będzie ci przynajmniej ciepło. – Powiedziała sympatycznie.
- Jesteś tego pewna?
- A co, boisz się, że ubrudzisz się szlamem? – Odpowiedziała już nieco chłodniej.
- Akurat o to się nie martwię. – Mruknął cicho, podchodząc do dziewczyny i przytulając ją, przykrywając ich grubym, ciepłym kocem. Ich ciał nie dzielił teraz od siebie, choćby jeden centymetr. Stali wtuleni w siebie i szczelnie okryci, patrząc sobie w oczy. Na Hermionę jego bliskość działała jak narkotyk. Pragnęła więcej, ale od rzucenia się na niego powstrzymywał ją tylko jeden szczegół. Otóż właścicielem ust, które pragnęła teraz pocałować, był Ślizgon. Mało tego. Tym Ślizgonem był Malfoy. A to był wystarczający powód, by zniechęcić ją do dalszego działania. Chłopak chyba pomyślał podobnie o niej, bo jednocześnie odsunęli się od siebie na kilka centymetrów, ale z powodu wiejącego, zimnego wiatru, wrócili z powrotem. Ich ciepłe oddechy mieszały się ze sobą, a para, w którą przekształcone było wydychane przez nich powietrze, rozpływała się gdzieś w przestrzeni. Powróciło pragnienie zasmakowania w swoich ustach. Oboje myśleli teraz o tym samym, oboje chcieli tego samego, oboje postawili teraz wszystko, na jedną kartę. Ich twarze wolno przybliżały się do siebie, a oczy z każdym kolejnym milimetrem, coraz bardziej się zamykały… Powoli i bez pośpiechu usta dziewczyny zatopiły się w wargach chłopaka. Wkładali w ten pocałunek całych siebie, wyrażając wszystkie, kryjące się nawet najgłębiej, emocje i uczucia… Hermiona rozpływała się z każdą kolejną sekundą. Nikt jej tak jeszcze nigdy nie całował… Z taką pasją… Z takim zaangażowaniem… Nie spodziewała się takiego ciepła, bijącego właśnie od Malfoya. Bo to z nim się teraz całowała. To dzięki niemu, towarzyszyły jej przyjemne dreszcze, rozchodzące się po całym jej ciele. To właśnie nie kto inny jak on, głaskał ją teraz jedną ręką po policzku, drugą trzymając na jej talii. Przyciągnął ją teraz do siebie, jakby nie chciał, by mu uciekła. Ona natomiast wplotła dłonie w jego platynowe, miękkie włosy, zatracając się w tym pocałunku, jak jeszcze w żadnym innym do tej pory… Nie trzymany teraz przez nikogo koc, spadł z ich ramion i porwany przez wiatr, poleciał w nieznanym nikomu kierunku. Jednak oni się tym nie przejmowali. W tym momencie, nawet dokuczliwe zimno nie dało rady przerwać tej chwili słabości, której oboje właśnie doświadczali. Cały świat stracił jakąkolwiek wartość. W głowach nie mieli nic, poza wyrytym już na zawsze imieniem tej drugiej połówki. Bowiem to właśnie im, przeznaczone było być razem, aż do końca świata… i jeden dzień dłużej.


________________________________
Jest okrągła dziesiątka! Mam nadzieję, że spodobał się Wam ten rozdział, chociaż był meeeeega słodki. Ale macie moje słowo, że następne już takie nie będą :D Jest również trochę krótki, w porównaniu do poprzedniego, jednak bardzo pasowało mi to ostatnie zdanie jako zakończenie, więc zostawiłam tak i postanowiłam nic nie dopisywać :>
Chciałabym ten rozdział zadedykować Dominice, bo to dzięki niej powstał. Sama nie bardzo wiedziałam jak opisać ten taniec, więc opis go jest w głównej mierze zasługą właśnie Dominiki :D. - dziękuję ;3.
Pozdrawiam Was gorąco i dziękuję za każde wejście na mojego bloga, to naprawdę wiele dla mnie znaczy :>
Shadii.