niedziela, 31 marca 2013

Rozdział 4

Tadaa! Jest rozdział czwarty :D Mam nadzieje, że się wam spodoba. Notkę dedykuje mojej wspaniałej becie! Dominika - jesteś cudowna! :D Dzięki Tobie rozdział jest dużo lepszy i nie ma w nim nieprzyjemnych błędów.
Jeszcze raz dziękuję!
A co do moich kochanych czytelniczek - dziękuję za pocieszne komentarze, dające dużego kopa! ;*
Zapraszam was do czytania, życzę miłej lektury! :)
____________________________________________________
- RON!! – Wrzasnęła na całe gardło Ginn nie przejmując się, że patrzy na nią teraz cały Dom Lwa. – MUSIMY POROZMAWIAĆ! – Nie czekając, aż rudy podejdzie, sama przeszła te kilka kroków, po czym wzięła swojego brata za fraki i pociągnęła w swoją stronę. Zaskoczony chłopak odwrócił się i utkwił pytające spojrzenie w siostrze.
- Co się tak gapisz?! Lepiej mi wszystko wyjaśnij dopóki jeszcze jestem w stanie uspokoić swoje nerwy. – Wściekła Gryfonka nie miała zamiaru mu odpuścić.
- Co mam ci wyjaśnić? Ginny, co się stało? – Ron szczerze nie wiedział o co chodzi, ale gdy zobaczył, że do pokoju wbiega zdyszana Hermiona, olśniło go. – Aaa… o to chodzi… Widzę, że wiadomości w Hogwarcie rozprzestrzeniają się szybciej niż myślałem. Chodź, porozmawiamy na osobności. – Ron nie spodziewał się, że Hermiona opowie o wszystkim Ginny. Zrobiło mu się głupio, jednak nie dał po sobie tego poznać - Nigdzie z tobą nie idę. Masz mi to wyjaśnić tu i teraz, a potem bez żadnej dyskusji iść i przeprosić Mionę! – powiedziała głosem nieznoszącym sprzeciwu.
- Co? A niby za co mam ją przepraszać? Zasłużyła sobie! – Weasley pewnym wzrokiem patrzył z góry na swoją siostrę. Ginny nie pozostała mu dłużna. Gdyby spojrzenie mogło zabijać, chłopaka już dawno by grzebali.
- Ty… Ty… Ty bezczelny gnoju! Rozszarpię cię, słyszysz?! – Już miała się rzucić na oszołomionego brata, gdy do akcji wkroczył Harry i odciągnął Ginn na bok trzymając tak, by mu się nie wyrwała. Następnie do rudowłosej podbiegła Hermiona przytulając ją i tym samym próbując uspokoić.
- Uspokój się Ginn, nie warto marnować sobie zdrowia, naprawdę… A tak przy okazji, dziękuję ci, że stanęłaś po mojej stronie, mimo, że Ron jest twoim bratem. Chodźcie, idziemy stąd. – Mówiąc to, wzięła przyjaciółkę za rękę i wyszła z pomieszczenia. Harry podążył za nimi. Poszli do dormitorium Hermiony, która wyciągnęła z szuflady biurka trzy piwa kremowe i rozdzieliła je między siebie a przyjaciół. Reszta popołudnia przebiegła spokojnie. Rozmawiali ze sobą o wszystkich chwilach spędzonych razem, o przygodach, które Harry przeżył w towarzystwie Hermiony… Nawet nie zauważyli kiedy na zegarze wybiła godzina 1400, co oznaczało, że w Wielkiej Sali właśnie rozpoczyna się obiad. Wstając i przeciągając się leniwie wyszli z dormitorium. Byli już na pierwszym piętrze, kiedy Hermiona nagle się zatrzymała, głową wskazując jakiś odległy punkt na końcu korytarza.
- Czy ja dobrze widzę ? Przecież to… – Ginny była całkowicie zbita z tropu. Otóż kilkanaście metrów przed nimi stał…
Malfoy… - i wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że właśnie bajerował do… Lavender Brown!
- Ten świat schodzi na psy… - Skomentował słusznie Harry po czym udał się na obiad. Dwie Gryfonki, odrywając zdezorientowane spojrzenie od gruchających ze sobą gołąbków, już miały podążyć za chłopakiem, gdy brązowowłosa zobaczyła rudą czuprynę Rona. Ginny obróciła głowę w tą samą stronę i skwitowała krótko:
- Oho, będzie ciekawie. – Nie pomyliła się, ponieważ Weasley, gdy tylko zobaczył Lavender flirtującą z Malfoyem od razu zareagował tak, jak przewidziały to dwie przyglądające się tej akcji Gryfonki.
- Lavender, co ty tu do cholery robisz i to jeszcze z Malfoyem?! – Wyprowadzony z równowagi rudzielec wbił swoje spojrzenie w blondynkę.
- Ja… ja tylko… - Nie zdążyła dokończyć bo w słowo wpadł jej Malfoy.
- Co Wieprzlej, boli cię to, że nie masz przy mnie szans, aa? – Zadowolony z siebie blondyn uśmiechnął się ironicznie.
- Malfoy lepiej zostaw moją dziewczynę w spokoju, bo…
- Bo co? Posługiwać się różdżką - nie umiesz, bić się – nie umiesz, więc co ty mi możesz zrobić? – Ślizgon roześmiał się pogardliwie na co Ron zareagował błyskawicznie. Niewiele myśląc rzucił się na Dracona z pięściami. Ten jednak zrobił szybki unik, a rudzielec upadł na podłogę. Wszyscy obserwujący to zdarzenie parsknęli śmiechem. Wkurzony chłopak wstając otrzepał swoją szatę, rzucił do Lavender krótkie „porozmawiamy później”, i wyśmiany przez wszystkich, ruszył na obiad. Pozostali, łącznie z Gryfonkami, również zaczęli się rozchodzić zmierzając w kierunku Wielkiej Sali. Hermiona postanowiła złapać Malfoya po obiedzie i wypytać go o tę sytuacje z Brown. Teraz jednak skupiła się na słuchaniu Dyrektora, który ponownie przypomniał o zbiórce przed Izbą Pamięci o godzinie 1800. Powiadomił również o kolejnym zebraniu Prefektów Naczelnych, w jego gabinecie, po kolacji. Następnie klasnął w dłonie życząc wszystkim „Smacznego”. Gdy na stołach pojawiły się posiłki, uczniowie zaczęli jeść. Hermiona rzuciła krótkie spojrzenie na stół Ślizgonów. Jej wzrok uchwycił stalowo-szare oczy Malfoya, które przyglądały jej się jakby z zamyśleniem i zainteresowaniem zarazem. Po skończonym posiłku brązowowłosa wstała od stołu i wyszła z Wielkiej Sali. Postanowiła poczekać na blondyna na korytarzu. Wiedziała o czym chce z nim porozmawiać, jednak teraz w jej głowie dało się słyszeć cienki głosik, który wołał „wypadałoby mu podziękować Hermiono, w końcu uratował ci życie.” Przeklęty Malfoy. Dlaczego akurat on? Będzie musiała włożyć sporo wysiłku w te podziękowania, ale musi to zrobić. W końcu gdyby nie on, jej ciało leżałoby teraz bezwładnie gdzieś w przepaści, rozkładając się obok innych zwłok zmarłych osób. Na samą myśl o tym poczuła dreszcze. W najbliższym czasie nie planowała ginąć i miała zamiar trzymać się tego postanowienia. Po około pięciu minutach czekania z Sali wyszedł Malfoy. Zlustrował Gryfonkę swoim nieprzeniknionym wzrokiem i już zamierzał odchodzić, gdy usłyszał swoje nazwisko.
- Malfoy, możemy porozmawiać? – Niepewnie wypowiadając te słowa podeszła kilka kroków do przodu.
- O czym ty chcesz ze mną rozmawiać, Granger? – Chłopak spodziewał się, że prędzej czy później ta pogawędka się odbędzie, ale doskonale to ukrył.
- O tym co było dziś na korytarzu. Co to do cholery miało znaczyć? – Dziewczyna teraz już pewnym krokiem podeszła jeszcze bliżej, tak, że teraz stali w odległości około jednego metra.
- Spokojnie, Granger. Przestań się czepiać, bo jeszcze pomyślę, że jesteś zazdrosna. – Uśmiechnął się tak jak to tylko Ślizgon potrafi, ciekawy tego jaką otrzyma odpowiedź.
- Nie jestem zazdrosna, Malfoy – Warknęła oburzona. – Doskonale wiedziałeś, że Brown jest dziewczyną Rona.
- I o to mi właśnie chodzi. Moim celem jest upokorzenie tego kretyna. Zniżę się nawet do tego, by podbijać do tej całej Brown. Przynajmniej ten rudy złamas otrzyma to, na co zasłużył. – Z satysfakcją stwierdził przenosząc swój wzrok na oczy Gryfonki o pięknym kolorze orzechów. Czaiły się w nich teraz iskierki złości i poddenerwowania. Tak bardzo lubił denerwować tą drobną istotkę. Już nie robił tego, chcąc ją upokorzyć, czy wyzwać. Droczył się z nią, bo sprawiało mu to pewnego rodzaju radość. Pomimo, że czystość krwi nadal miała dla niego znaczenie, to teraz już nie miał poczucia obowiązku wyzywania jej od szlam. Nie nienawidził tej dziewczyny tak bardzo jak kiedyś. Pewnie myślał by tak jeszcze przez długi czas, gdyby nie szturchnięcie w ramię, które wyrwało go z letargu.
- Ziemia do Malfoya! Kontaktujesz jeszcze? – Hermiona rozbawiona zachowaniem blondyna trochę się rozluźniła.
- Mówiłaś coś? – Nie chcąc zdradzić, że to ona była przed chwilą obiektem jego myśli, na powrót założył swoją maskę obojętności i spojrzał na nią chłodnym wzrokiem.
- Tak. Pytałam czy to znaczy, że flirt z Lavender to ściema? – Powtórzyła pytanie Gryfonka.
- Tak Granger. Brawo. Ale masz nikomu nie mówić, jasne? Zależy mi na tym, by ta akcja się powiodła.
- Hmm…
- Granger. – Upomniał ją Malfoy.
- No wiesz…
- Granger!
- No co?! Nie ma nic za darmo. Co będę miała w zamian za to, że będę siedzieć cicho? – Chłopak popatrzył na nią z politowaniem. Była to mina mówiąca „i co, uważasz, że ja Draco Malfoy, mam dać w zamian coś Tobie, Hermionie Granger, najbardziej wkurzającej dziewczynie w szkole? – niedoczekanie.” Hermiona doskonale zrozumiała przekaz i szybko odpowiedziała.
- No okej… jak nie to nie… Chyba będę zmuszona wygadać to wszystkim, których spotkam na drodze… - Demonstracyjnie się odwracając zaczęła iść w stronę jakiejś grupki Gryfonów, którzy z zainteresowaniem przyglądali się rozmowie Ślizgona z brązowowłosą. Widząc, jak Malfoy szybko rusza za nią z miną w stylu „nawet nie próbuj”, przyspieszyła. Blondyn również przyspieszył. Dziewczyna myśląc, że może być zabawnie, odwróciła głowę do Malfoya i poruszyła ustami niemo wypowiadając słowa „Twój plan jest spalony, Malfoy”, następnie zaczęła uciekać. Chłopak szybko złapał haczyk i natychmiast ruszył w pogoń za nią. Był o wiele wyższy od Hermiony
i miał zdecydowanie dłuższe kroki, więc bez problemu dogonił Gryfonkę przed grupką zaciekawionych tą sytuacją obserwatorów. Stanowczo objął ją w talii i wepchnął w boczny korytarz, przyciskając do ściany. Starając się uspokoić swój oddech, powiedział z triumfem wymalowanym na twarzy.
- I co teraz, Granger? – Nadal obejmując ją w talii przybliżył się do niej, doskonale wiedząc o tym, że dziewczyna się go boi.
- Teraz, Malfoy, puścisz mnie i pozwolisz odejść w spokoju. – powiedziała nadal szybko oddychając, celowo akcentując jego nazwisko.
- Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. Masz mi natychmiast przyrzec, że nie piśniesz nikomu ani słówka, bo inaczej…
- Bo inaczej co, Malfoy? Zabijesz mnie? – Odparła rozbawiona.
- Gorzej. – Odpowiedział tajemniczo się uśmiechając. Na chwilę oboje utonęli w swoich oczach. I Ślizgon i Gryfonka odkryli, że już nie jest pomiędzy nimi tak, jak było do tej pory. Wbrew pozorom byli do siebie podobni. Mimo tylu różniących ich szczegółów potrafili znaleźć wiele wspólnych cech.
Oboje uwielbiali czytać książki, oboje byli odważni, sprytni i posiadali ogromną wiedzę.
Byli typem samotników, lubiących trwać w ciszy, pogrążając się we własnych myślach. Wszystko robili po swojemu, byli uparci, ale wychodziło im to na dobre. Tak od siebie oddaleni, a jednocześnie tak bliscy, tak różni, a zarazem tak podobni. Jak książę i księżniczka z dwóch różnych bajek, próbujący odnaleźć dla siebie miejsce w tym okrutnym świecie. Łączyło ich więcej niż przypuszczali, jednak ani on, ani ona, nie chcieli przyznać tego przed samym sobą. Jego oczy – szare, zimne, pozbawione emocji. Jej oczy – orzechowe, ciepłe, wyrażające wiele emocji. On – oziębły, suchy*, niedostępny, zamknięty na uczucia innych. Ona – miła, dobra, ciepła, pomocna, otwarta na świat i innych ludzi. Nawet tak diametralna różnica nie przeszkadzała im w staniu teraz bardzo blisko siebie i spoglądaniu sobie w oczy. I jedno i drugie chciało zagłębić się w nich jak w ciekawej lekturze i wyczytać wszystko, czego jeszcze nie wiedzieli. Hermiona nie miała pojęcia ile czasu minęło, gdy tak stali i patrzyli się na siebie, pewnie tkwiła by w tym samym miejscu dalej, gdyby nie czyjeś odchrząknięcie. Jak oparzona odepchnęła od siebie blondyna i odskoczyła na bezpieczną odległość. Intruzem, który ośmielił się im przeszkodzić okazała się Ginny. Zaraz za nią stał Blaise, który wyglądał jak spetryfikowany, a obok Blaise’a na chwilę zatrzymała się Pansy. Prychnęła tylko i zadzierając nosa najwyżej jak mogła, odeszła.
- Można wiedzieć co wy tu robicie? RAZEM? – Blaise dopiero teraz otrząsnął się z szoku, nadal trochę niedowierzając, że widzi tu, w tak dwuznacznej sytuacji, dwoje największych wrogów Hogwartu.
- My… ee… my… - Hermiona plątała się jak nigdy, więc z ratunkiem przybył jej Draco, który jak zwykle na wszystko miał już gotową odpowiedź.
- Rozmawiamy, Blaise. O sprawach Prefektów Naczelnych, więc bądź łaskaw odejść, nie przerywając nam tej ważnej dyskusji. – Uśmiechnął się do przyjaciela ironicznie i nagle dotarł do niego jakże banalny fakt.
- Skoro pytasz mnie co ja tu robię z Granger, to może ty odpowiesz mi co ty tu robisz z Wiewiórką, co? – Blaise’owi zrzedła mina. No tak, o tym nie pomyślał. Wypalił więc bez namysłu:
- Stoję, Smoku. Jakiś problem? – Uśmiechnął się przymilnie do przyjaciela, który wyglądał teraz jak załamany. „Merlinie, z kim ja się zadaje…-.-” – pomyślał Draco.
- Ależ skąd Diable. Żaden problem. Tak tylko pytam… Z ciekawości – Umyślnie zaakcentował dwa ostatnie słowa ubarwiając je swoim firmowym uśmiechem.
- W takim razie skoro nie ma problemu, to nie ma rozmowy. My już spadamy. Nie przeszkadzajcie sobie… – Ciemnoskóry chłopak puścił oczko do Hermiony, po czym dodał - … Gołąbeczki wy moje. – Wyszczerzył się jak najpiękniej umiał i szybko – jakby obawiając się, że zaraz dostanie gwarantowany pobyt w Skrzydle Szpitalnym – odszedł wraz z Ginny w stronę Lochów. Hermiona zdziwiona zachowaniem przyjaciółki postanowiła, że wypyta ją o to przy najbliższej okazji.
- Dobra Granger, my tu gadu-gadu a czas leci. Do zobaczenia. – Dwa ostatnie wyrazy powiedział dziwnie tajemniczo i posłał jej dwuznaczny uśmiech.
- Sugerujesz coś?
- Może tak, a może nie..
„Znowu ten dwuznaczny uśmiech. Jeszcze trochę i nie wytrzymam” – Pomyślała Hermiona. Draco chciał wyminąć Gryfonkę i udać się do swojego dormitorium, ale ta zastąpiła mu drogę, z nieśmiałym uśmiechem i niezwykle uroczymi rumieńcami. „No, no… potrafi być słodka, jeśli chce… Co ja gadam, ogarnij się Malfoy, ogarnij!” – Draco, wkurzony na siebie za ciągłe myślenie o tej niskiej istotce, przystanął i utkwił pytające spojrzenie w jej oczach. Hermiona, wyraźnie speszona jego zachowaniem, miała jeszcze większy problem z ułożeniem składnego zdania.
- Bo widzisz… ja chciałam… ee… no…
jachciałamcipodziękować
… - wydusiła na jednym oddechu.
- Słucham? Powtórz, bo nie dosłyszałem. – Rozbawiony zachowaniem dziewczyny, chciał się jeszcze trochę z nią podroczyć.
- No to słuchaj uważnie, bo drugi raz tego nie powtórzę. Chciałam ci podziękować za uratowanie mi życia. Gdyby nie ty, teraz by mnie tu nie było. Mam u ciebie dług. – Uśmiechając się nieśmiało popatrzyła na niego. On również na nią spojrzał.
- Nie ma sprawy Granger. A co do tego długu, to bądź spokojna, jeszcze zdążysz mi się odwdzięczyć. – Uśmiechając się na swój ulubiony sposób wyminął ją i poszedł w swoją stronę. Dziewczyna jeszcze przez chwilę stała i patrzyła w punkt, w którym przed chwilą zniknął Malfoy, po czym podążyła do swojego dormitorium. Od ich ostatniej rozmowy minęły dwie godziny. Była równo 1700. Za sześćdziesiąt minut miała stawić się pod Izbą Pamięci. Poszła więc do łazienki, wzięła szybki, odświeżający prysznic i wysuszyła włosy zaklęciem. Owijając się puszystym, zielonym ręcznikiem wyszła z łazienki i ubrała się. Miała jeszcze pół godziny, więc wzięła do ręki swoją ulubioną książkę, ułożyła się wygodnie na łóżku i zagłębiła się w treści lektury. Nie dane jej było czytać długo, bowiem po kilku minutach usłyszała pukanie do drzwi. Otwierając je ujrzała Ginny, po czym gestem zaprosiła ją do środka.
- Cześć Hermiono. Chyba musimy sobie porozmawiać. – Ginny, lekko się uśmiechając, usiadła na łóżku przyjaciółki.
- Witaj Ginny. To samo mogę powiedzieć do ciebie. – Hermiona podejrzliwym wzrokiem wpatrywała się w rudowłosą, drobną istotkę, siedzącą obok niej.
- No bo widzisz… Zabini się zmienił. Rozmawiamy normalnie od jakiegoś czasu, ale są to relacje czysto koleżeńskie! Żebyś sobie przypadkiem nic nie pomyślała. Zresztą od jakiegoś czasu zauważyłam, że Nott się na mnie patrzy. Jest dość przystojny i wydaje się w miarę normalny, jak na Ślizgona… ostatnio zaprosił mnie na spacer po błoniach. Zgodziłam się i było naprawdę miło. Kto wie, może coś z tego wyjdzie?
- Ginny, czy ci kompletnie odbiło? Przecież to są Ślizgoni! – Brązowowłosa nie mogła zrozumieć postawy i zachowania Rudej.
- No to co, nie sądzisz, że czas zakopać topór wojenny? Zresztą oni są w porządku.
- Rób jak chcesz, ale ja tego nie popieram.
- Nie jesteś lepsza Hermi, ta akcja dzisiaj z Malfoyem… wyglądało to bardzo dwuznacznie. – Ginny rozbawiona poruszyła brwiami do góry i w dół.
- Młoda! Przestań! Co ty sobie myślisz? – Powiedziała z udawanym oburzeniem orzechowooka. Bardzo rozbawił ją gest, który przed chwilą wykonała jej przyjaciółka.
- No, ale o co ci chodzi? Mówię jak jest. Przyznaj się, jest pomiędzy wami jakaś chemia?
- No ty chyba całkowicie upadłaś na głowę! Ja i Malfoy? Phi. Nawet w snach. Ginny, czy ty się aby na pewno dobrze czujesz? Bo coś mi się wydaje, że nie. – Hermiona oburzona spojrzała na Rudą spode łba.
- Oj Miona, Miona spokojnie, nie denerwuj się tak, przecież ja tylko żartuję. Dochodzi osiemnasta. Musimy iść pod Izbę Pamięci. – Mówiąc to wstała i podeszła do drzwi, czekając na przyjaciółkę. Następnie obie wyszły z dormitorium i podążyły na trzecie piętro. Po drodze zaopatrzyły się jeszcze w zaczarowane pochodnie. Były tam już wszystkie klasy. Każdy miał przy sobie świece. Uczniowie ustawili się według roczników – od najmłodszego do najstarszego – po czym czwórkami podchodzili do tablicy, stawiając zapalone gromnice. Tablica była pomysłowo zrobiona. Przy każdym nazwisku zostało umieszczone magiczne zdjęcie ofiary, data urodzenia, jej krótki opis oraz zasługi. Jako nagłówek widniała data nieszczęsnej przygody, a pod nią napis „Pamięci ofiar katastrofy kolejowej.” Tragedia została uczczona minutą ciszy. Na koniec dyrektor wygłosił wzruszające i dość długie przemówienie, po czym wszyscy podążyli w stronę Wielkiej Sali na kolację. Skrzaty jak zwykle się postarały. Znakomite przekąski wystawione na stołach pachniały apetycznie i zachęcały do spróbowania nawet tych najbardziej wybrednych czarodziei. Hermiona, jedząc naleśniki z serem i polewą truskawkową, spojrzała na drugi koniec stołu. Siedział tam Ron. Zauważyła pewną zmianę. Nie był już rozpieszczany przez Lavender, która z obrzydliwie słodkim uśmiechem wkładała mu do ust kawałki jedzenia. Teraz siedzieli obok siebie zupełnie się do siebie nie odzywając. Brązowowłosa była pewna, że szykuje się niezła awantura.
Kończąc kolację wytarła usta chusteczką i widząc jak Malfoy wstaje od stołu, również postanowiła już iść. Do drzwi dotarli w tym samym momencie, Hermiona właśnie przygotowywała się na jakiś uszczypliwy komentarz z jego strony, ale zamiast tego blondyn otworzył drzwi i przepuścił ją pierwszą. Zaskoczona zachowaniem chłopaka, mruknęła w jego stronę krótkie „dzięki”, po czym ruszyła do gabinetu Dumbledore’a. Po drodze dołączyła do nich pozostała dwójka Prefektów, którymi byli Cho Chang z Ravenclaw’u, oraz Ernie Macmillan z Hufflepuffu. Wchodząc do środka, Malfoy znowu przepuścił Gryfonkę w drzwiach i kolejny raz ją zaskoczył. Postanowiła jednak tego nie komentować. Przywitali się z Dyrektorem i usiedli na swoich miejscach.
- Pewnie domyślacie się, dlaczego was tutaj ponownie wezwałem. Otóż chodzi o to co działo się podczas podróży. Wszystko się wyjaśniło. Razem z profesor McGonagall i profesorem Snape’em dowiedzieliśmy się co to był za stwór. Zatem potwór ten nazywa się Timor. Posługuje się pradawną, zapomnianą już magią, o nazwie Maleficia. Żywi się ludzkim strachem. Nikt nie wie jak powstał. Wiadomo jednak, że jest bardzo niebezpieczny i potrafi spowodować wiele szkód, dzięki czemu rośnie w siły, bo ludzie zwyczajnie się go boją. Podejrzewamy, że to on stał za tym wszystkim. Niepostrzeżenie wszedł do pociągu, by obserwować uczniów – Tu zwrócił swoje spojrzenie ku Hermionie. – Następnie posługując się magią zburzył odcinek torów, przez co pociągnął spadł. Poziom paniki i strachu był tak duży, że Timor zdobył wystarczająco siły na dalsze szarże. Niewykluczone więc, że będziemy mieli z nim jeszcze do czynienia. Sam zamek jest bezpieczny, ochroniony specjalnymi zaklęciami, dzięki którym żadne niebezpieczne stworzenie nie ma prawa wejść na jego teren. Także nie ma powodu do paniki. Powiadomię odpowiednie osoby, które będą miały za zadanie znaleźć potwora i się go pozbyć. To wszystko na dzisiaj. Dobranoc. – Pożegnał ich przychylnym i miłym spojrzeniem, oraz przyjaznym uśmiechem i – jak zwykle – odprowadził do drzwi. Prefekci, rzucając ciche „dobranoc” wyszli, pozostawiając dyrektora samego w gabinecie.
__________________________
* BEZ SKOJARZEŃ :D:D

sobota, 30 marca 2013

Smacznego śniegu ! ;*


Kochani! 

Z okazji nadchodzących Świąt życzę Wam
Wesołego Alleluja, smacznego jajka, dużo ciepła, zdrowia i przede wszystkim miłosci! Świąt spędzonych w gronie najbliższych i śnieżnego Śmigusa Dyngusa!
Tym tworzącym - dużo weny!
Tym czytającym - radości z czytania!
Tym, którzy boją się zacząć pisać - odwagi i pomysłów!
Piszcie skarby, bo naprawdę warto! Sama się o tym przekonałam. :D 

Trzymajcie się! ;* 

Shadii. :D

piątek, 29 marca 2013

Rozdział 3


Witam, przedstawiam Wam rozdział trzeci, z którego osobiście nie jestem zadowolona. Mam jednak nadzieję, że Wam choć trochę się spodoba. Także nie przedłużam już i życzę miłej lektury. Zapraszam do czytania! :)
__________________________________________________________
Z rozmachem otworzyła drzwi do przedziału, w którym siedzieli opiekunowie czterech domów. Ich miny mówiły same za siebie. Byli tak zaskoczeni nagłym przybyciem Gryfonki, że zapomnieli jak się mówi. Pierwsza odzyskała głos profesor McGonagall.
- Co się stało panno Gran… - Nie zdążyła dokończyć, gdyż w słowo wpadła jej Hermiona.
- Pani profesor! Musi mnie Pani wysłuchać! Tu chodzi o życie wszystkich, którzy znajdują się w tym pociągu! – Następnie opowiedziała jej o tym jak zdawało jej się, że ktoś ją obserwuje, jednak największą wagę przykuła do opisu snu. McGonagall wysłuchała wszystkiego do końca, nie przerywając ani razu. Gdy dziewczyna skończyła, profesor odezwała się.
- Zatem nie ma na co czekać! Musimy szybko wszystkich stąd przeteleportować! Panno Granger, proszę iść po Pana Malfoya i zająć się uczniami waszych domów. My zajmiemy się resztą. Spotkamy się w Hogwarcie! – Po tych słowach poczuli ponowny wstrząs pociągu. Nie czekając dłużej wybiegli z przedziału i każdy pobiegł w swoją stronę. Zdyszana Hermiona była w połowie drogi, gdy nagle pociąg zatrzymał się, po czym zaczął się przechylać. Przerażona Gryfonka zwiększyła tempo i po chwili była już w przedziale, należącym do Malfoya. Zdziwiony przybyciem brązowowłosej i zarazem zdezorientowany całą sytuacją Ślizgon, wysłuchał nieskładnej wypowiedzi Hermiony, po czym momentalnie wybiegł z przedziału biegnąc tam, gdzie siedzieli uczniowie z jego domu.
Brązowowłosa cały czas mając na uwadze swój sen, chciała oszukać przeznaczony im los. Biegła najszybciej jak tylko mogła, zaglądając do każdego przedziału i krzycząc:
- Wszyscy wychodzić! Bez paniki! Każdy będzie bezpieczny! Przeteleportuje was do Hogwartu! – Przerażeni Gryfoni wybiegli na korytarz trzymając się za ręce, tak by umożliwić Hermionie przeteleportowanie. Niestety, w tym samym czasie pociąg przechylił się już tak mocno, że musieli się czegoś trzymać, by nie spaść. Życie uczniów zależało teraz od niej. To ona utrzymywała ich w pociągu, trzymana przez Ginny za nogę. Dziewczyna, jedną ręką trzymając się klamki od przedziału, drugą starała się wyciągnąć różdżkę. „Jak ja nienawidzę tych swoich proroczych snów!” – myślała gorączkowo. Już miała w ręce rzecz, która umożliwiłaby im bezpieczne dostanie się do Hogwartu, gdy pociąg przechylił się tak, że był już całkowicie w pionie, a różdżka wypadła jej z ręki spadając gdzieś w przepaść. Hermiona zaczynała panikować przecież nie da rady przeteleportować się bez różdżki. Ostatkami sił trzymała się klamki, która sprawiała wrażenie, jakby zaraz miała pęknąć.
- Trzymajcie się mocno! Nikt nikogo nie puszcza, zrozumiano?! Nawet, jeśli spadniemy macie się nie puszczać! WSZYSCY TRZYMAJĄ SIĘ ZA RĘCE! JASNE?! – Wrzeszczała do Gryfonów. Po chwili usłyszała przeraźliwy krzyk. Odwracając głowę, zobaczyła jak Seamus Finnigan wypada przez okno pociągu, tym samym wybijając szybę. Dla niego już był koniec, ale oni jeszcze żyli! Może stanie się cud i jakoś uda im się przeżyć? Niestety los planował inaczej. W tym samym momencie klamka pękła i wszyscy zaczęli spadać w dół. Hermiona płakała. Płakała jak dziecko. Nie chciała umierać, była przecież na to za młoda! Jeszcze chwila a wypadnie przez drzwi pociągu spadając w otchłań, jeszcze chwila i przestanie czuć cokolwiek… Nagle poczuła jak ktoś łapie ją za rękę, a potem to dziwne, znajome uczucie w okolicy pępka… W następnej sekundzie wylądowała na podłodze w Wielkiej Sali, a obok niej… Malfoy. To on ich przeteleportował! To on ich ocalił! Odłożył dumę i uprzedzenie na bok i złapał ją za rękę, tym samym ratując cały Gryffindor! Ale właśnie… Czy wszyscy przeżyli? Hermiona momentalnie wstała i rozejrzała się po Wielkiej Sali. Ślizgoni, Puchoni i Krukoni siedzieli już przy swoich stołach patrząc na zaistniałą sytuację z przerażeniem i zdziwieniem wymalowanym na twarzach. Gryfonka odszukała wzrokiem swoich przyjaciół. Ginny… żyje! Harry… żyje! … Ron…, zaraz, gdzie jest Ron? Obróciła się kilka razy wokół własnej osi szukając byłego chłopaka… I znalazła go… obściskującego się z Lavender. Nie przywiązała jednak do tego wagi, on już się dla niej nie liczył. Nie patrząc na Malfoya pobiegła w stronę opiekunki Domu Lwa.
- Pani profesor! Czy wszyscy żyją? Ja… wypadła mi różdżka… ja nie miałam jak ich uratować… To Malfoy… Malfoy… to on nas uratował… to wszystko dzięki niemu… - Wyrzucała z siebie Gryfonka.
- Uspokój się Hermiono. Nie obwiniaj się. To przecież nie ty stałaś za tym wszystkim. Niestety… nie każdemu udało się przeżyć… Parvati Patil, Padma Patil Seamus Finnigan i Dean Thomas zginęli… Niestety… czasu nie cofniemy. Jest to dla nas przeogromna strata i nikomu nie jest teraz łatwo. – Profesorka, widząc łzy spływające po policzkach Hermiony, dodała:
- Ale proszę cię Hermiono, nie obwiniaj się. Widać tak musiało być. Nic nie mogłaś zrobić.
- Tt..Tta… Tak Pani Profesor. Dz… Dziękuję… Ja… naprawdę… ja… przepraszam… - Hermiona jąkała się jak nigdy. Nie wiedziała co ma teraz zrobić, w jej głowie była kompletna pustka. Odwróciła się i szybkim krokiem podeszła do przyjaciół. Wtuliła się w tors Harrego, potem uściskała mocno Ginny. Płakała, chociaż była szczęśliwa, że jej najbliżsi przyjaciele żyją. Musiała jeszcze podziękować Malfoyowi za uratowanie życia… Ale zrobi to jutro. Dzisiaj nie ma już na to siły. Musi ochłonąć.
- Herm, chodź do stołu. Musisz coś zjeść. Jesteś wykończona. – To mówiąc Ginny wzięła przyjaciółkę pod ramię i poprowadziła do stołu. Harry poszedł za nimi. Gdy tylko usiedli, Dumbledore wstał i zaczął mówić.
- Drodzy uczniowie! To co się dzisiaj stało… jest nie do opisania. Składam ogromne kondolencje dla przyjaciół osób, które zginęły… Ogłaszam tygodniową żałobę. Jutro, wraz z pozostałymi nauczycielami, przygotuję specjalną tablicę upamiętniającą zmarłych. Następnie uczcimy to minutą ciszy, po czym każdy postawi zaczarowaną świecę* jako znak, że o nich pamiętamy. Chciałbym wam jeszcze powiedzieć, że Oni będą patrzeć na was gdzieś tam, z góry i pomagać wam w trudnych wyborach. Te osoby zawsze będą z wami. Będą w waszym sercu. Będą stać za wami murem i wspierać was. Pamiętajmy o Nich! Zważając na to, co dzisiaj przeszliście, jutrzejsze lekcje są odwołane. Zakańczając prosiłbym jeszcze, aby dzisiaj o 2100, czyli za godzinę, Prefekci Naczelni stawili się u mnie w gabinecie. – To mówiąc klasnął w dłonie, a stoły zapełniły się jedzeniem. Zbliżała się godzina 2100, sala pustoszała. Po skończeniu kolacji Hermiona powoli wstała od stołu i podążyła do gabinetu Dyrektora, wciąż obwiniając się o zaistniałą sytuację. Nawet nie zauważyła kiedy doszła w wyznaczone miejsce. Wchodząc do pomieszczenia jej wzrok spoczął na siedzącym już w środku Draconie. Pozostała dwójka Prefektów również już tam była. Brązowowłosa powiedziała krótkie i ciche „dobry wieczór”, po czym usiadła na jedynym wolnym krześle, które znajdowało się obok krzesła Malfoya. 
- Cieszę się, że Pani przyszła Panno Granger. Zatem zaczynajmy. Wezwałem was tutaj z prostych przyczyn. Otóż chcę się od was dowiedzieć, co dokładnie stało się podczas podróży. Czy któreś z was zauważyło coś podejrzanego?
- Ja zauważyłam Panie Dyrektorze… - Hermiona usłyszała cichy głosik po lewej stronie pomieszczenia. Okazało się, że była to Prefekt Naczelna Ravenclaw’u. Dziewczyna ta uchodziła za bardzo skromną lecz mądrą osobę. Charakteryzowała się błyskotliwością i spostrzegawczością. – Otóż, idąc w stronę łazienki przechodziłam koło okna, zatrzymałam się przy nim i wyjrzałam, krajobraz był piękny… ten zachód słońca te odległe lasy… Jednak spojrzawszy w niebo przez ułamek sekundy wydawało mi się, że widziałam przerażającą postać, która choć nie miała skrzydeł, leciała w stronę pociągu. Zaskoczona przetarłam oczy dłonią i spojrzałam ponownie w to samo miejsce. Lecz nikogo tam nie było. Ze względu na to, że nie spałam od kilku dni, uznałam, że tylko mi się przewidziało, a potem działo się najgorsze. Pociągiem potężnie wstrząsnęło. Stałam jak sparaliżowana, gdy podbiegła do mnie profesor McGonagall i kazała teleportować siebie i pozostałych uczniów Ravenclaw’u . Zapominając o tym co zobaczyłam w oknie, wykonałam polecenie profesor McGonagall.
- Jak dokładnie wyglądała ta postać? – Dyrektor, widocznie poruszony opowieścią Cho Chang, chciał dowiedzieć się jak najwięcej o tym dziwnym stworze, którego rzekomo widziała brunetka.
- Ja… nie pamiętam dokładnie, Dyrektorze…, ale ta postać… ona była jakby podobna do człowieka. Miała nogi i ręce, posturę przypominającą ludzką, poza dwoma małymi szczegółami… Owy osobnik miał… długi, wijący się ogon, a jego skóra była całkowicie czarna… i taka jakby… gadzia.
- Hmm… ciekawe… bardzo ciekawe… Czy coś jeszcze panno Chang?
- Nie… to wszystko co pamiętam. – Powiedziała cicho i nie odezwała się już do końca spotkania.
- Na dzisiaj to tyle. Należy wam się porządny odpoczynek, więc lećcie już spać. Spokojnej nocy. – Mówiąc to, wstał i odprowadził całą czwórkę do drzwi. Wszyscy posłusznie wyszli mówiąc ciche „dobranoc” i każdy poszedł w swoją stronę.
Hermiona była już na trzecim piętrze, gdy nagle ktoś złapał ją w talii, usta zakrył dłonią i wepchnął w ciemny, pusty korytarz. Przerażona Gryfonka nie wiedząc co robić stanęła jak spetryfikowana i czekała, aż osobnik ten w końcu ją puści. Gdy uścisk na talii zelżał dziewczyna odwróciła się do owego napastnika i stanęła jak wryta, bowiem przed nią stał… Nie kto inny jak Ron. Dziewczyna natychmiast zmieniła swój wyraz twarzy, tak by zauważalna była tylko obojętność. Postanowiła nie odzywać się jako pierwsza.
- I co teraz Hermiona? Gdybym cię nie znał, pomyślałbym, że się boisz. – Wpatrywał się w nią bezczelnie, ironicznie się uśmiechając.
- Wiesz co Ron? Jesteś żałosny. Wstydzisz się do mnie podejść przy wszystkich? Pewnie boisz się, że zrobię ci kolejną awanturę, co? – Hermiona z triumfem przeniosła wzrok na twarz rudzielca i pewnie popatrzyła mu w oczy.
- Ja jestem żałosny? Zobaczysz, jeszcze przyjdziesz do mnie i będziesz błagać bym do ciebie wrócił. – Zaśmiał się perfidnie w twarz brązowowłosej. Na co ta uderzyła go w twarz. Zaskoczony Weasley złapał ją jedną ręką za oba nadgarstki,tak, by nie mogła się obronić, po czym drugą odwdzięczył jej się tym samym. Pod wpływem siły uderzenia dziewczyna upadła na podłogę trzymając się za policzek. Zaskoczona zachowaniem Rona wstała i powiedziała mu prosto w twarz:
- Nienawidzę Cię Weasley. Wiesz, chyba pójdę do tej twojej Brown i podziękuję jej za to, że mi ciebie odebrała. Nadal nie rozumiem jak mogłam chodzić z takim frajerem jak ty. – Mówiąc to odeszła zostawiając go samego. Po chwili usłyszała tylko:
- Jesteś nic nie wartą szlamą, Granger. Nic dziwnego, że nikt cię nie chce. – Hermiona słysząc to nie wytrzymała już dłużej. Dała upust emocjom. Nie powstrzymywała już łez. Usiadła na parapecie, zakryła twarz dłońmi i pozwoliła sobie na chwilę słabości. Nagle usłyszała czyjeś kroki. Pomyślała, że to Ron za nią poszedł, więc bezmyślnie wykrzyczała:
- Czego tu szukasz, chcesz mnie jeszcze raz uderzyć? A może wyzwać? Proszę bardzo! Śmiało! Przecież taki ktoś jak ja nie śmie podnieść ręki na czystokrwistego Czarodzieja! – W tym samym momencie podniosła wzrok i od razu pożałowała swoich słów. Momentalnie wytarła ręką łzy i wściekła na siebie odwróciła głowę z powrotem w okno.
- Co ty tu robisz, Malfoy? – Nadal patrząc w okno zwróciła się do Ślizgona.
- Nie powinno Cię to obchodzić Granger. Lepiej powiedz czemu ryczysz, kto Cię wyzwał i kto uderzył?
- Nie powinno Cię to obchodzić Malfoy. – Naśladując ton jego głosu, odwróciła wzrok w jego stronę. Chociaż było ciemno, doskonale widziała te jego stalowe tęczówki, które jak zwykle nie wyrażały żadnych emocji. Może i był jej wrogiem, ale musiała przyznać, że był pociągający i niesamowicie umięśniony. Jego twarz miała idealne rysy, jego włosy – cudowny platynowy kolor. Już wiedziała dlaczego każda dziewczyna w zamku pragnie, by choć na chwilę na nią spojrzał. Zapatrzona w jego oczy dopiero teraz zaczęła odbierać bodźce jakie dopływały do jej uszu. Wracając na ziemię zobaczyła, jak Malfoy zdziwiony macha jej ręką przed oczami.
- Coś mówiłeś? – Nadal lekko rozmarzonym głosem powiedziała, nie spuszczając wzroku z jego oczu.
- Tak Granger. Pytałem kto Cię uderzył i wyzwał. I dlaczego tak się na mnie gapisz? Ostatnio jesteś jakaś dziwna. – Stwierdził. Tym razem to on, patrząc w jej orzechowe oczy zatopił się w nich na kilka chwil, zanim nie usłyszał odpowiedzi dziewczyny.
- Nie powinno Cię to obchodzić. Wybacz, ale naprawdę nie mam siły się z tobą teraz użerać – Chciała go wyminąć lecz nie pozwolił jej na to. Złapał ją za nadgarstki, dużo delikatniej niż Ron lecz stanowczo, i przygwoździł do ściany.
- Albo mi powiesz, albo będę zmuszony sam się dowiedzieć, wchodząc do twojego umysłu, a tego chyba nie chcesz, co Granger? – Uśmiechnął się na swój ulubiony sposób i puścił nadgarstki Hermiony.
- Nie masz prawa czytać mi w myślach! – Oburzona dziewczyna kolejny raz próbowała go wyminąć, ale nie przyniosło to żadnego efektu.
- Ja mogę wszystko, Granger. Nie zmieniaj tematu. To pewnie ten Wieprzlej co? To on doprowadził cię do takiego stanu? – Co on wyprawia? Przecież to szlama! Dlaczego tak nagle zainteresował go jej los? Co się z nim do cholery jasnej dzieje? Dracon nie mógł zrozumieć, dlaczego w ogóle za nią poszedł. Dlaczego podsłuchał jej rozmowę z tym rudym kretynem? I skoro wiedział wszystko, to czemu teraz ją o to wypytuje? Ta cała sytuacja nie miała sensu.
- A od kiedy to zaczął interesować Cię mój los, co Malfoy? Może i Ron, a może i nie Ron. To naprawdę nie jest twoja sprawa. – Wyminęła trochę zamyślonego chłopaka i podążyła w stronę Pokoju Wspólnego Gryfonów. Blondyn nadal stał w tym samym miejscu i wpatrywał się w punkt, w którym jeszcze przed chwilą widział Granger. Gdy przemyślał już wszystko, postanowił, że w tym roku da rudemu w kość tak, że ten idiota popamięta go do końca życia. Sam osobiście nie lubił Granger, dokuczał jej na każdym kroku. Ale kłótnie z nią dawały mu pewnego rodzaju satysfakcję. Tylko ona potrafiła mu odpyskować, zawsze miała gotową jakąś ciętą ripostę. Ale rudzielec przegiął pałę uderzając ją. Tego nie miał prawa zrobić. Mimo wszystko Granger jest dziewczyną, a żaden chłopak nie ma prawa uderzyć dziewczyny. Musi wymyślić coś, żeby Wieprzlej go popamiętał. Malfoy nienawidził go bardziej niż Granger i Pottera razem wziętych. Już wiedział co zrobi, miał cały plan ułożony w głowie. Trzeba go będzie jeszcze tylko wcielić w życie. Uśmiechając się do siebie podążył do swojego dormitorium by odpocząć. To co zrodziło się w jego głowie, miało wykonać się już w przeciągu kilku dni… Trzeba tylko trochę cierpliwości.
                                                                              *****
Hermionę obudziły jasne promienie słońca, przedostające się do jej pokoju przez duże okno, które ukazywało przepiękny krajobraz. Stare, lekko pochyłe drzewo, pod którym tak uwielbiała siadać i czytać książki. Duże, ciemne jezioro, z jednej strony otoczone gęstym, młodym laskiem. Zielona trawa, która rosła na żyznej glebie. To wszystko było tak cudowne, że miało się wrażenie, że krajobraz ten jest jakby ze snu.
Hermiona powoli wstała z łóżka przeciągając się i potężnie ziewając. Zeszłego wieczoru nawet nie zdążyła przyglądnąć się swojemu nowemu, prywatnemu dormitorium. Ściany o czerwonych barwach ślicznie komponowały się z obramowaniem okna, firankami i żyrandolem, które były w barwie złota. Panele zrobione z ciemnego drewna doskonale pasowały do mebli o tym samym kolorze. Łóżko z czerwoną pościelą i złotymi poduszkami stało przy ścianie naprzeciwko drzwi. Po lewej stronie łóżka w rogu ściany znajdowała się biblioteczka z książkami Hermiony, obok której umieszczone zostały kolejne drzwi, prowadzące do łazienki, o zielonych ścianach i białym wyposażeniu. Jako Prefekt Naczelny brązowowłosa miała również dostęp do łazienki Prefektów. Po prawej stronie łóżka, obok okna mieściło się biurko z pergaminami i wszystkimi potrzebnymi rzeczami na zajęcia. Szafa na ubrania stała przy tej samej ścianie co drzwi. Wszystko ładnie się ze sobą komponowało.
Dziewczyna poszła do łazienki, zabierając z szafy ubrania i puszysty zielony ręcznik, a z biurka różdżkę, którą dała jej McGonagall ze względu na to, że dziewczyna straciła swoją w pociągu. Wzięła szybki prysznic, umyła zęby i osuszyła włosy zaklęciem. Patrząc w lustro zauważyła okropny ślad na policzku – pozostałość po wczorajszej rozmowie z Ronem. Czarami sprawiła, że ślad zniknął. Jednak zaklęcie to było krótkotrwałe. Po chwili ubrana wyszła z łazienki. Ze względu na żałobę nałożyła czarne rurki i białą bluzkę, którą przykryła czarną bluzą. Na nogi włożyła buty koloru spodni . Włosy upięła w wysoki kucyk, po czym wyszła na śniadanie.
W Wielkiej Sali było już sporo osób, przebiegła wzrokiem po stole Ślizgonów, przy którym siedzieli już Malfoy i jego świta. Podchodząc do swojego stołu ujrzała Rona jak zwykle objadającego się wszystkim po kolei. Usiadła obok Ginny witając się z nią i Harrym, i również zaczęła jeść.
Nagle drzwi otworzyły się i do Wielkiej Sali wszedł Dyrektor. Doszedłszy na miejsce zaczął swoje przemówienie.
- Drodzy uczniowie! Dzisiaj o godzinie 1800 wszyscy studenci Hogwartu mają stawić się na Trzecim Piętrze, przed Izbą Pamięci. Zostanie w niej umieszczona tablica upamiętniająca osoby, które wczoraj zginęły podczas podróży. Uczcimy to wydarzenie minutą ciszy, po czym każdy z was zapali zaczarowaną świecę. Na razie to wszystko. Smacznego! – Dyrektor zasiadł za stołem i wdał się w rozmowę z profesorem Snape’em i profesor McGonagall. W tym czasie Hermiona wraz z Ginny i Harrym poszli do dormitorium brązowowłosej. Na jej nieszczęście zaklęcie, który rzuciła przestało działać. Przyjaciele od razu zauważyli czerwony ślad ręki na policzku Hermiony.
- Miona, co to u licha jest? Kto ci to zrobił?! – Ginny ciężko było ukryć zdenerwowanie. Harry również był oburzony.
- To… To nic takiego… Wczoraj po spotkaniu z dyrektorem… będąc na trzecim piętrze zostałam zatrzymana przez Rona… Kłóciliśmy się a potem... on mnie uderzył… - Brązowowłosa siadając na łóżku wbiła wzrok w podłogę.
- Jak to Cię uderzył?! Oo nie, tego już za wiele. – Ruda wstała całkowicie wkurzona i wyszła z dormitorium Hermiony. Harry wymienił spojrzenia z Gryfonką, po czym oboje wybiegli za przyjaciółką.
Tymczasem w pokoju wspólnym Domu Lwa…

___________________________________________
Zaczarowane świece – Były to białe, wysokie na 30 centymetrów świece, na które rzucone zostało zaklęcie tak, by się nigdy nie wypaliły.

czwartek, 28 marca 2013

Rozdział 2


Witam, oto drugi rozdział. Napisałam go w miarę szybko i mam nadzieję, że się Wam spodoba. Za wszystkie błędy przepraszam i jeśli jakiekolwiek, nawet te najmniejsze zauważycie, to proszę, żebyście mi je wskazali. Interpunkcja, ortografia, składnia. Byłabym bardzo wdzięczna! :)
Jeśli ktoś chce być informowany o nowych rozdziałach, to podajcie proszę w komentarzach numer gg, czy adres bloga. No... To chyba wszystko, także zapraszam do lektury. Miłego czytania! : )
______________________________________________________________
- Co tu robisz Granger? – Malfoy z niemałym zaskoczeniem wpatrywał się w załzawioną twarz Gryfonki. Przyjrzał się jej uważnie i musiał przyznać rację swojemu przyjacielowi. Ta znienawidzona przez niego dziewczyna rzeczywiście wypiękniała. Jej włosy nabrały blasku, były lśniące i sprężyste, aż zachciało mu się podejść i ich dotknąć… A jej oczy…
„ Ej Malfoy, ogarnij się! To jest szlama!” – jakiś głosik w głowie blondyna sprowadził go na ziemię. Wyrwany z letargu z powrotem przybrał swoją maskę obojętności.
- A co Cię to obchodzi Malfoy? Znajdź sobie inny przedział, nie mam zamiaru znosić Cię przez całą drogę do Hogwartu. – To powiedziawszy zmierzyła go pełnym pogardy wzrokiem i odwróciła swoją twarz w stronę okna. Nie chciała mu pokazać, że płakała. Nie chciała, by widział jej łzy. W końcu to Malfoy. Jeśli pokaże mu swoją słabość, to może nie mieć spokoju do końca szkoły.
- Proszę, proszę. Widzę, że języczek Ci się wyostrzył. Tak się składa, że to ostatni przedział w tym pociągu i na twoje nieszczęście od czwartego roku należy on do mnie. Przykro mi, więc albo stąd wyjdziesz albo niestety będziesz na mnie skazana do końca podróży. – Widząc, że dziewczyna jest w kompletnej rozsypce uśmiechnął się na swój ulubiony sposób i usiadł naprzeciwko Hermiony. Brązowowłosa miała ochotę rzucić w niego jakąś klątwą za to, że zakłócił jej spokój. Ten bezczelny kretyn śmiał usiąść naprzeciwko niej i jeszcze podle się do niej uśmiechać! Co on sobie myśli, że jest jakiś lepszy? Nie ulegnie, nie wyjdzie stąd pierwsza, co to to nie! Spojrzała jeszcze raz w stronę Ślizgona, zlustrowała go wzrokiem od dołu do góry i z powrotem. Jej spojrzenie zatrzymało się na plakietce, która widniała po lewej stronie jego klatki piersiowej. Zawiedziona swoim odkryciem odważyła się przerwać ciszę, która od dłuższego czasu trwała w przedziale.
- Nie no, Malfoy, nie gadaj, że jesteś Prefektem Naczelnym? – Nie zwróciła by na to uwagi, gdyby nie fakt, że ona też posiadała taką plakietkę.
- A co, coś Ci się nie podoba, Granger? Nie pozbędziesz się mnie w tym roku tak łatwo szlamciu.
- Malfoy, Malfoy, Malfoy. Ty narcystyczny dupku. Mamusia Cię nie nauczyła, że dziewczyn się nie obraża?
- Owszem nauczyła. Ale do Ciebie się to nie tyczy. – Uśmiechnął się wrednie widząc iskierki złości w oczach Gryfonki.
- Nienawidzę Cię i to się nigdy nie zmieni, zapamiętaj to sobie! – Po tych słowach wstała i wyszła z przedziału. Miała dość. Od pierwszej klasy ten dupek cały czas ją wyzywał. Jeszcze rok temu w takiej sytuacji pewnie uciekłaby stamtąd z płaczem, ale nie tym razem. On ją jeszcze popamięta.
Podeszła do okna i uchyliła je lekko. Nagle wyczuła czyjś wzrok na sobie, ale gdy się odwróciła nikogo nie dostrzegła. Poczuła się niepewnie, dlatego postanowiła poszukać Ginny i spędzić z nią resztę podróży. Po kilku minutach szukania w końcu ujrzała ją siedzącą pomiędzy Harrym i Luną. Naprzeciwko tej trójki siedział Ron. Hermiona już dość łez wylała przez niego i teraz poczuła tylko wściekłość. Postanowiła go całkowicie zignorować, bo wiedziała, że w każdej chwili będzie w stanie rzucić mu się do gardła. Po chwili wahania weszła do przedziału. Przywitała się ze wszystkimi oprócz Rona i usiadła obok Harrego.
- Jak Wam minęły wakacje? – Spytała dwójkę przyjaciół uśmiechając się lekko.
- Mniej więcej tak, jak zawsze Hermiono. Spędziliśmy je w Norze. Fred i George zadbali o to, by nie było nudno. – Wszyscy troje wspominając wybryki bliźniaków wybuchli śmiechem. Ron natomiast był coraz bardziej czerwony ze złości. Hermiona widząc to, postanowiła jeszcze bardziej wkurzyć swojego chłopaka. W końcu mu się należało, czyż nie?
- Co byście powiedzieli na to, żebyśmy dzisiaj spotkali się całą trójką w moim prywatnym dormitorium i należycie pożegnali wakacje? – Uśmiechnęła się do siebie, gdy zobaczyła, że oczy przyjaciół rozszerzają się ze zdziwienia. Jeszcze większą radość przyniósł jej widok Rona zaciskającego ręce w pięści. Musiał być wściekły, że on nie otrzymał tego zaproszenia.
- Miona… Od kiedy to Ty jesteś taka chętna, żeby coś oblewać? I czemu nam nie powiedziałaś, że masz prywatne dormitorium? – Zdziwiony Harry nie mógł powstrzymać się od zadania tych pytań.
- No bez przesady Harry, nie jestem aż taka sztywna. – Uśmiechnęła się do swojego najlepszego przyjaciela. – A Dormitorium zostanie mi przydzielone dopiero wieczorem, gdy będziemy już na miejscu. – To jak, wpadacie? Potem podam wam hasło. – Powiedziała to z miną w stylu „Wiecie, nie chcę tego robić przy świadkach”. Ron najwidoczniej zrozumiał przesłanie, bo wstał i wkurzony opuścił przedział. Hermiona z dumą wyszczerzyła się do przyjaciół.
- Miona… Nie szkoda Ci go? – Harry miał już dość tych wszystkich kłótni i chciał, aby jego najbliżsi przyjaciele w końcu się pogodzili.
- Oj Harry, przestań. Należało mu się. Zachował się jak cham i dupek. Nawet jak przyjdzie na kolanach do Hermiony, z ogromnym bukietem białych róż* to nie będą to wystarczające przeprosiny. – Ginny w stu procentach popierała zachowanie swojej przyjaciółki. Jej brat zachował się jak skończony idiota i powinien spotkać się z konsekwencjami.
- To był jego wybór, może ta wywłoka ma w sobie coś więcej niż ja, trudno. Życzę mu szczęścia i miłości. Mi on już nie jest do niczego potrzebny – Skwitowała Hermiona, zamykając tym samym temat rudzielca.
                                                                              **********
Dracon siedział w przedziale i wpatrywał się w piękny krajobraz rozpościerający się za oknem. Zielone doliny, na których kwitło tysiące kwiatów. Duże, szarobiałe ptaki latające po różowo-pomarańczowym niebie. Cudowny zachód słońca i ostatnie jego promienie padające na rosnące gdzieś w oddali lasy. Całość dawała taki efekt, że Malfoy rozmarzył się całkowicie, myśląc jakby to było, gdyby mieszkał tam w małej, drewnianej chatce bez żadnych problemów, bez presji, którą wywierał na nim ojciec, bez jego głupich poglądów. Byłby wtedy najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Jednak los przewidział inaczej. Chłopak jechał do Hogwartu, doskonale wiedząc o tym, że ma niecałe pół roku na to, by podjąć decyzję. Jego ojciec czekał na bardzo ważną wiadomość od niego. Chłopak miał dać mu odpowiedź tuż przed feriami. Dracon prychnął w duchu, ponieważ wiedział, że albo przystanie na propozycję ojca, albo zginie, a razem z nim jego Matka. Wbrew pozorom blondyn kochał swoją rodzicielkę. Była jedyną osobą, która go rozumiała, choć nie mogła mu w żaden sposób pomóc. W przeciwieństwie do ojca, była istotą cichą i skromną, kochającą matką i żoną. Dracona kochała największą miłością z możliwych. Natomiast uczucie do Lucjusza było nieodwzajemnione. Jednak nie przeszkadzało jej nawet to, jak czasami poniżana przy wszystkich, dostawała w twarz. Nie raz również obrywała Cruciatusem. Mimo wszystko siedziała cicho i nigdy nie śmiała przeciwstawić się jej mężowi, który był człowiekiem zimnym i bez serca. Nie posiadał uczuć. Nie wiedział co to jest miłość, przyjaźń, litość czy współczucie. Czarny Pan był dla niego najważniejszy. Oprócz tego arystokratę cechowało tchórzostwo. Wolał uciec i z daleka patrzeć jak cierpią inni, niż sam doznać bólu. Był zupełnym przeciwieństwem Dracona, który dla najbliższych poświęciłby bardzo dużo.
Hermiona również rozmyślała o całym swoim życiu, o tym co ją jeszcze czeka i o tym jak spędzi ten rok nauki w Hogwarcie… Z letargu wyrwało ją nagłe szarpnięcie pociągu, który niespodziewanie stanął. W jednej chwili poczuła jak ląduje na podłodze. Zaraz potem pociąg zaczął przechylać się do tyłu. Kufer leżący na półce spadł, a drzwi do przedziału otworzyły się. Z trudem wstając brązowowłosa wybiegła z przedziału kierując się w stronę miejsca, gdzie siedzieli nauczyciele. Słyszała wrzaski i piski niektórych dziewczyn, część uczniów wybiegła z przedziałów z zamiarem ewakuacji, bowiem pociąg ciągle przechylał się w jedną stronę. Nagle Hermiona zderzyła się z kimś i chwiejąc się instynktownie przytrzymała się pierwszej lepszej rzeczy, aby nie upaść. Na jej nieszczęście nie była to rzecz, tylko zdezorientowany, wysoki blondyn, który niespodziewanie wylądował na Gryfonce.
- Patrz, co robisz Granger! – Krzyknął poddenerwowany Ślizgon. - Nie mam czasu na wylegiwanie się! Gdzie jest McGonagall i Snape?
- A skąd ja mam to wiedzieć! – Odwrzasnęła Gryfonka powoli wstając z podłogi. Było to jednak trudniejsze niż przypuszczała, gdyż pociąg znajdował się pod kątem i nadal przechylał się w jedną stronę. Jednak po kilku próbach udało jej się. – Trzeba ich szybko znaleźć za nim wszyscy zginiemy! – Mówiąc to pobiegła ile sił w nogach w kierunku przedziału dla nauczycieli. Malfoy nie zastanawiając się dłużej, pobiegł za nią. Nie musieli długo szukać. Opiekunowie dwóch najbardziej skłóconych domów, biegli teraz obok siebie, w stronę Granger i Malfoya.
- Szybko! – Krzyknęła McGonagall upewniwszy się, że jest na tyle blisko, żeby ta dwójka mogła ją usłyszeć. – Szybko! Musimy się ewakuować! Panno Granger, Panie Malfoy macie doświadczenie w teleportacji, więc przeteleportujcie uczniów ze swoich domów do Hogwartu! My z profesorem Snape’em zajmiemy się pozostałymi!
- Ale pani Profesor, co się dzieje? – Hermiona ze zdezorientowaniem wymalowanym na twarzy wbiła swój wzrok w nauczycielkę.
- Nie teraz! Panno Granger proszę wykonać moje polecenie! – Nie czekając dłużej, razem ze Snape’em pobiegli dalej.
- Malfoy, ty bierzesz Ślizgonów, ja Gryfonów. Bez żadnych sztuczek! Jasne?! – Hermiona już w biegu wrzasnęła do Malfoya, na co on tylko kiwnął głową i pobiegł dalej przed siebie. Hermiona dobiegając do przedziałów przeznaczonych dla uczniów jej domu zaczęła wrzeszczeć tak głośno jak tylko mogła:
- Wszyscy wychodzić! Ustawić się w korytarzu i złapać za ręce! Zaraz przeteleportuje was do Hogwartu! Proszę nie zadawajcie żadnych pytań! – Krzyczała głosem nie znającym sprzeciwu, biegając od przedziału do przedziału. Wszyscy posłusznie ustawili się na korytarzu i złapali za ręce. Hermiona już myślała, że im się uda, gdy nagle pociąg zaczął zsuwać się z szyn. Cudem zatrzymał się, zaczepiając o jedną z szyn, która oderwała się od podłoża i niebezpiecznie zawisła nad przepaścią. Wszyscy zaczęli krzyczeć.- Mocno się trzymajcie! Nikt nikogo nie puszcza, zrozumiano?! – Jednak jej głos został zagłuszony przez przeraźliwy krzyk. Z trudem odwracając głowę zobaczyła jak Seamus Finnigan wypada przez okno tym samym wybijając w nim szybę. Wiedziała, że już nic go nie uratuje, wiedziała, że jeśli będzie zwlekać wszyscy zginą. Trzymając się jedną ręką za klamkę od przedziału, drugą gorączkowo szukała różdżki. Nagle jej palce stały się śliskie i nie dała rady dłużej utrzymywać wszystkich i siebie, po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Chciała ostatkami sił się podciągnąć, ale tym razem klamka nie wytrzymała, pękła. To był koniec. Teraz ona sama zaczęła krzyczeć, choć wiedziała, że nic jej to nie pomoże. Już wypadali z pociągu, już spadali w dół, już mieli się rozbić o ziemię, gdy Hermiona usłyszała swoje imię, gdzieś w oddali.
- Hermiona!! Hermiona!! – Ktoś próbował zwrócić jej uwagę na siebie. – Hermiona! Obudź się słyszysz?! – Zaraz, zaraz , jak to „ obudź się?”. Czyli to był tylko sen? Z przerażeniem otworzyła oczy i zobaczyła, że leży na kolanach Ginny, cała mokra od łez. Szybko usiadła i spojrzała na dwójkę przyjaciół i Lunę, którzy wpatrywali się w nią ze zdezorientowaniem.
- Krzyczałaś przez sen, już wszystko dobrze, uspokój się. – Ginny próbowała uspokoić przyjaciółkę. Hermiona nie zdążyła jednak nic odpowiedzieć bowiem pociągiem wstrząsnęło, raz i drugi. W jednej chwili przypominając sobie swój sen, bez słowa wybiegła z przedziału. Wiedziała, że to nie był zwykły koszmar. Wiedziała, że jeżeli nic nie zrobi, to zaraz stanie się coś strasznego… Nie mogła na to pozwolić. Nie mogła pozwolić zginąć osobom, które tak bardzo kochała i innym uczniom Hogwartu. Postanowiła powiedzieć o wszystkim McGonagall. Może uda jej się jeszcze uratować sytuację…

__________________________________
* Hermona uwielbiała białe róże. Miała do nich słabość.

wtorek, 26 marca 2013

Rozdział 1


                      
Hej, oto pierwszy rozdział, który dedykuję kochanej Venetii, za to, że pomogła mi to wszystko ogarnąć i udoskonaliła mój rozdział, tak naprawdę dzięki niej zaczęłam pisać.
Bez jej wsparcia pewnie nie miałabym odwagi, żeby spróbować swoich sił w pisaniu.
Także dziękuję Ci droga Venetiio jeszcze raz!
Zapraszam Was do czytania, za wszystkie błędy przepraszam, z każdym kolejnym postem postaram się być coraz lepsza. Nie zanudzam już dłużej. Miłego czytania! :)
_______________________________________________________________

[…] I tak oto rozpoczął się nowy, szósty już, rok nauki w Hogwarcie. Hermiona podążała na peron 9 i ¾ nadal odtwarzając w pamięci ostatnie dni wakacji, które były dla niej męczarnią. Otóż tydzień przed wyjazdem do Hogwartu Gryfonka dostała pewien bardzo zaskakujący list:
                                                                              
                                                                              Droga Hermiono !
                Masz pozdrowienia od wszystkich tutaj w Norze. Ginny mówi, że nie może już doczekać się kiedy znowu  poplotkujecie.
                Ale ja nie o tym chciałem do Ciebie napisać. Po tych kilku miesiącach bycia razem muszę Ci się do czegoś przyznać. Od tygodnia jestem z Lavender… przykro mi, ale nie możemy być dłużej parą. Rozumiesz… dwa związki na raz… tak nie może być, więc chciałem Ci napisać, że wybrałem Lav.
                Jednak musisz wiedzieć, że zawsze będziesz mogła na mnie liczyć.
                                                                                                              Do zobaczenia na peronie!
                                                                                                                                                             Ron.
Wspominając to zdarzenie Gryfonce popłynęły łzy. Wiedziała, że prędzej czy później będzie musiała stanąć twarzą w twarz z tym… z tym… nadal nie potrafiła go wyzwać, mimo że zrobił jej takie świństwo. W tym momencie dostrzegła swoją rudowłosą przyjaciółkę. Ocierając łzy z policzków szybko podążyła w jej kierunku. Ginny, gdy tylko zobaczyła brązowowłosą, z piskiem podbiegła do niej i rzuciła się jej w ramiona. Była tak bardzo szczęśliwa, że mogła się z nią w końcu zobaczyć. Po chwili w uścisku obie odsunęły się od siebie.
- Płakałaś. – Ginny od razu zobaczyła, że coś jest nie tak, wiedziała, że Hermiona nie rozkleja się z byle powodu.
- Nie Ginny… Wzruszyłam się po prostu mogąc ponownie przytulić się do Ciebie. Tak dawno się nie widziałyśmy! – Hermiona popatrzyła na przyjaciółkę z nadzieją, że ta jej odpuści.
Ginny jednak za dobrze ją znała, by tak po prostu dać za wygraną.
- Miona, przecież widzę, że coś jest nie tak. Coś z Ronem? Pokłóciliście się? – Na wspomnienie imienia swojego byłego chłopaka w Gryfonce coś pękło i nie umiała już dłużej powstrzymać łez. Jednak, zaciskając mocno powieki, odpowiedziała siląc się na spokój.
- Nie... Nie pokłóciliśmy się... On… On... On ze mną zerwał… - Hermiona wtuliła się w ramię przyjaciółki i pozwalając sobie na chwilę słabości, rozpłakała się.
- Co za idiota! Jak on mógł?! Ale dlaczego?! Przecież tak dobrze wam było razem! – Ginny nie umiała ukryć swojego oburzenia, ale widząc minę Hermiony i stan w jakim była - odpuściła.
- Rudy kretyn… Faktem jest, że to mój brat, ale i tak uważam, że jest idiotą! Opowiesz mi wszystko na miejscu, a teraz uspokój się proszę. –Na te słowa Hermiona wyjęła różdżkę i jednym zaklęciem oczyściła swoją twarz z rozmazanego makijażu i łez. Następnie razem udały się na poszukiwanie Harry’ego. Gryfonka już po kilku krokach z powrotem utonęła w swoich myślach. Ciągnąc za sobą swój czerwony, duży kufer, zupełnie nie zwracała uwagi na otaczających ją ludzi. Nagle uderzyła o coś twardego i zarazem przyjemnie pachnącego.
- Uważaj jak chodzisz, Granger. – Hermiona dobrze znała ten głos. Malfoy. A któż by inny? Już miała walnąć jakąś ciętą ripostę, ale wyprzedził ją Blaise, który wyrósł przed nią jakby spod ziemi.
- Cześć Granger! No, no.. muszę przyznać, że się wyrobiłaś. Ładnie wyglądasz. – Czarnoskóry Ślizgon puścił jej oczko. Brązowowłosa była tak zszokowana tymi słowami, że przez chwilę zapomniała jak się oddycha.
- Cz.. Cześć Zabini, dzięki za komplement. – Odparła nadal zaskoczona i szybkim krokiem odeszła. Malfoyowi dosłownie opadła szczęka.
- Ej stary, co to było? – Z niedowierzaniem popatrzył na kumpla, który jak gdyby nigdy nic wyszczerzył się do niego, rozbawiony sytuacją sprzed chwili.
- Jak to co? Przyznaj, że wyładniała. Wszyscy się za nią oglądają. – Zabini bezczelnie uśmiechnął się do Dracona tak, jak to tylko Ślizgon potrafi.
- Przecież to jest szlama! – Draco nie potrafił ukryć swojego zdziwienia.
- Ale bardzo ładna szlama – Wypalił Zabini i wszedł do pociągu.
                                                           ***************
            Zostało jej jeszcze 5 minut do odjazdu. Musiała szybko znaleźć Harry’ego i Ginny – którą gdzieś po drodze zgubiła. Na szczęście nie było jej dane szukać długo, bowiem po kilku metrach zauważyła zielonookiego wraz z Ginny i oczywiście Ronem.
„ Nie poddawaj się Hermiono, dasz radę! ”. Gryfonka powtarzała sobie te słowa, z nadzieją, że uda jej się wytrzymać towarzystwo Weasleya.
- Miona!! – Krzyknął Harry, gdy tylko zobaczył tak lubianą przez niego dziewczynę. – Opowiadaj! Jak tam wakacje? Wow, wypiękniałaś! Ślicznie wyglądasz – Powiedział lustrując Hermionę wzrokiem.
- Dziękuję Harry. Ty też niczego sobie – Odpowiedziała blado się uśmiechając i całując przyjaciela w policzek. Ron przyglądał się temu wszystkiemu dziwnym wzrokiem. Hermiona poczuła dreszcze na plecach i powstrzymując się od ponownego spojrzenia na swojego byłego chłopaka powiedziała:
- Ginny, jako prefekt naczelny, mam zarezerwowany dla siebie specjalny przedział w pociągu, chciałabyś może usiąść ze mn… - Nie dane jej było dokończyć, bo w tym samym momencie do Rona podbiegła Lavender, piszcząc i rzucając się na szyję swojego obecnego chłopaka, następnie czule i długo go pocałowała. Chłopak odwzajemnił pocałunek. Hermiona stała wpatrzona w tą scenę, z niemałym zaskoczeniem, nie spodziewała się bowiem, że stać go na takie chamstwo. Poczuła tylko ciepłe łzy na policzku i czyjąś rękę, która usiłuje ją obrócić w drugą stronę. Nie widziała już innych uczniów na peronie, nie słyszała ich rozmów, nie było już nic, poza tą dwójką „ zakochanych w sobie ” nastolatków, która przytulała się i całowała na jej oczach. Spojrzenie jej na chwilę skrzyżowało się ze spojrzeniem, które kiedyś tak kochała. Na twarzy Rona dostrzegła ironiczny uśmiech i to wystarczyło by przeważyć szalę. Strużki łez zamieniły się w potok. Szybkim ruchem zgarnęła swój kufer i pobiegła w stronę pociągu. Nie zauważyła nawet pewnego Ślizgona, który przypatrywał się tej scenie z rozbawieniem i zaskoczeniem zarazem. Znalazła pusty przedział, zamknęła się w nim i pozwoliła emocjom wziąć górę.
                                               *************************
- Ron ty debilu! Jak mogłeś to zrobić i to jeszcze na jej oczach! – Ginny podbiegła do Rudzielca i odepchnęła go od Lavender. Była wściekła, nie miała zamiaru odpuścić bratu, nie w tym momencie, nie kiedy tak bezczelnie pocałował tą wywłokę na oczach Hermiony. – Czy Ciebie do reszty pojednało?! Co to miało znaczyć?! Jak mogłeś! To był szczyt chamstwa! Nie dość, że rzuciłeś ją dla kogoś… takiego, to jeszcze śmiesz całować… to coś, doskonale wiedząc o tym, że Hermiona to zobaczy! Jesteś zwykłym frajerem!
- Ginny, ale o co Ci chodzi? Chyba mam prawo całować swoją dziewczynę, niczego złego nie zrobiłem, uspokój się. – Ron udając niewiniątko przeszedł razem z Lav obok swojej wkurzonej siostry i lekko się uśmiechając wszedł do pociągu.
- Boże co za kretyn… Przecież Miona nie da sobie teraz rady! Muszę ją znaleźć. – Ginny chciała już odejść, ale została zatrzymana przez Harry’ego, który dopiero teraz ocknął się, również zaskoczony tą sytuacją.
- Ginny czekaj, właściwie to o co w tym wszystkim chodzi? – Harry szczerze zdziwiony próbował wypytać rudą dziewczynę o zaistniałą sytuację.
- Harry, ja sama wiem niewiele więcej od Ciebie. Wybacz mi teraz, ale muszę iść poszukać Hermiony, ona mnie potrzebuje. – Mówiąc to wzięła swój kufer i podążyła w stronę pociągu. Zielonooki nie czekając na nic, poszedł za nią.
Przeszukali już chyba wszystkie przedziały i nigdzie nie mogli znaleźć swojej przyjaciółki.
- Ginny to nie ma sensu, ona pewnie chce być teraz sama, pozwólmy jej na to. Chodź wracajmy do naszego przedziału. – Weasleyka nie mając ochoty siedzieć w jednym przedziale razem z tym rudym palantem postanowiła przejść się jeszcze raz po pociągu i wstąpić po drodze do toalety. Każdy poszedł więc w swoją stronę.
                                               ********************
Hermiona siedziała w ostatnim, najbardziej oddalonym od Gryfonów przedziale i starała się opanować swoje łzy. Była wściekła, przybita i zagubiona. Nie wiedziała co ma ze sobą zrobić, czuła się samotna. Z zamyślenia wyrwał ją odgłos otwieranych drzwi. Odwracając się napotkała równie zdziwione spojrzenie osobnika o niesamowitych tęczówkach. Nie odwracając od niej wzroku przemówił. Jego głos jak zwykle był zimny i nieprzyjemny…